Po wyborach - niezależnie od wyniku - czeka nas jeszcze intensywniejsza kampania niszczenia opozycji

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Jarosław Gugała nakrzyczał na Adama Hofmana. Właściwie urządził mu połajankę w stylu premiera Tuska, który z trybuny sejmowej regularnie poluje na dinozaury. Hofman zachował zimną krew, przeżył. Gugała wyszedł z roli, i nawet jak się uspokoi, to ślady tej politycznej szarży pozostaną na jego wizerunku długo (tak, to naprawdę ten sam Gugała który tak brutalnie atakował Joannę Lichocką za pytanie, które wydało mu się przychylne Kaczyńskiemu).

Tomasz Lis nie nakrzyczał, ale za to przygotował serię pułapek, z dołami przykrytymi gałęziami włącznie. Twarz pomalował w barwy wojenne (pomarańczowo-niebieskie słoneczko w kształcie Polski), założył pióropusz. Ale Kaczyński był lepszy, przeżył, i trwale uszkodził reputację Lisa jako sprawnego myśliwego.

Nawet najradykalniejsi dziennikarze sprzyjający opozycji nie krzyczą na swoich rozmówców, nie grają z nimi w słowny paintball. No, ale dziennikarze IV RP nie mają nawyków Tomaszków z "Nocy i dni"; płynięcie pod prąd - jak mówi klasyk - nie tylko wyrabia mięśnie, ale i kształtuje porządne charaktery.

95 proc. mediów - gdyby policzyć oglądalność, nakłady, zasięg - całkiem jawnie lub nieco mniej jawnie wspiera władzę. Są miliony domów w kraju - pozbawione internetu, dostępu do niszowych gazet czy niesłuchające mediów ojca Rydzyka - które od dawna nie słyszały wywiadu czy programu prowadzonego przez dziennikarza krytycznego wobec władzy.

Maszyneria promocji władzy i krytykowania opozycji wciąż działa sprawnie - czego przykładem obecna trzydniówka w sprawie Angeli Merkel (gość z kosmosu naprawdę może pomyśleć, że to polska kanclerz - tak boleśnie nasz establishment odbiera każde złe słowo o przywódczyni naszych zachodnich sąsiadów).

A jednak muszą krzyczeć, muszą zastawiać pułapki. Dlaczego? Z jakiego powodu puszczają im nerwy? Przecież nawet zwycięstwo opozycji nie da jej - jak wszystko wskazuje - władzy.

Otóż nerwy puszczają dlatego, że poczuli kruchość tego wszystkiego, co mają. Skoro pozbawiona wpływu na media, wycięta ze wszystkich instytucji opozycja jest w stanie wyjść - chwilami - na prowadzenie, to znaczy że wciąż ma duży potencjał. Że żyje.

A co jeżeli przyjdą gorsze czasy? Będzie jeszcze trudniej utrzymać tę potiomkinowską wieś w stanie zadowolenia.

Zwłaszcza, że oni też - tak jak my - widzą rosnącą samoorganizację drugiej strony, i - co ważniejsze - jej odporność na medialną presję. Bo wbrew narzekaniom Polska patriotyczna nigdy chyba nie miała takich zasobów ludzkich - tylu mądrych, umiejących współpracować, dzielnych ludzi. Są ich tysiące. To prawdziwa kontrelita, gotowa wziąć odpowiedzialność za państwo.

Nerwy biorą się więc ze świadomości, że tylekroć sztyletowana IV RP żyje, i że zapewne - wcześniej czy później - dojdzie do władzy. Bo tak będzie - wcześniej czy później Kaczyński albo ktoś z tej strony (na szczęście już nie Marcinkiewicz) będzie premierem.

Po wyborach - niezależnie od wyniku - czeka nas jeszcze intensywniejsza kampania niszczenia opozycji. Będą próbowali rozwiązać "problem" raz na zawsze. Jak - nie wiem. Ale będą próbowali.

Kto wie, czy w przyszłej kadencji polityka nie powróci na ulice. Robią wiele, by do tego doprowadzić. Skoro prawie wszystko co oficjalne jest teatrem...

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych