Symbioza mediów i partii władzy. Casus „Dziennika Bałtyckiego”

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Mądrość zbiorowa odbiorców mediów każe im niekiedy posługiwać się w nieformalnym slangu specyficznymi określeniami poszczególnych tytułów lub stacji. I tak „Gazeta Wyborcza” staje się „Wybiórczą”, a skrót TVN to „Tusk Vision Network”. Z kolei na Pomorzu, gdzie mieszkam, „Dziennik Bałtycki” (a właściwie obecnie „Polska. Dziennik Bałtycki”) często nazywa się „Dziennikiem Bandyckim”. To z pewnością przesadna i nie dosłownie interpretowana nazwa, wynikająca z językowego podobieństwa dwóch słów. „DzB” zbliża się jednak do momentu, gdy bez przesady będzie można określić go mianem biuletynu partyjnego Platformy Obywatelskiej.

Zanim przejdę do szczegółów w tej kwestii, należą się dwa słowa wyjaśnienia.

Rynek medialny na Pomorzu jest dramatycznie i zaskakująco, jak na tak „ambitny” i „upolityczniony” region, słaby. Nie ma zbyt wielu podmiotów, w każdym segmencie, a większość z istniejących reprezentuje liberalny światopogląd, wzmocniony dodatkowo personalnymi powiązaniami ze środowiskami obecnymi dziś w PO. Dość powiedzieć, że szefem Radia Gdańsk został niedawno Lech Parell, miły skądinąd człowiek, w latach 90. XX wieku rzecznik prasowy gdańskiego KLD, a jednocześnie dziennikarz związanej z Kongresem „Gazety Gdańskiej” (której wicenaczelnym przez pewien okres był Donald Tusk). Z kolei jeszcze kilka lat temu redaktorem naczelnym „Dziennika Bałtyckiego” był Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera. Dziś jego byli koledzy i wychowankowie uprawiają specyficzne dziennikarstwo, którego efekty gołym okiem ocenić można jako codzienne wbijanie czytelnikom do głowy: „Wybierzcie PO, wybierzcie PO”.

Sztandarowym przykładem jest publikowany w ostatnich tygodniach cykl artykułów „Parlament do tablicy”. Redakcja „DzB” w każdym numerze poświęcała jedną stroną na kolejnego parlamentarzystę, w pozornie atrakcyjnej i obiektywnej formule 3 części: biogram, wywiad i redakcyjna ocena działalności. To mogło być nawet ciekawe, gdyby nie było skrajnie przewidywalne. A zatem okazało się, że w szeregach PO znaleźli się sami geniusze i specjaliści, którzy uczynili Pomorze mlekiem i miodem płynącym, z kolei w innych partiach, przede wszystkim PiS, znajdują się sami nieudacznicy , no - co najwyżej - sprawni działacze partyjni.

Konkrety? Oddajmy głos dziennikarzom „DzB”.

O Marku Biernackim (PO) czytamy (w numerze 183), że

„Został uznany za najlepszego posła”, „na policji i służbach zna się jak mało kto”, a „CBŚ to jego dzieło”.

O tym, że równie doświadczonymi specjalistami nie do zastąpienia są także inni parlamentarzyści Platformy, „Dziennik Bałtycki” przekonywał już w tytułach i nadtytułach ich sylwetek. Tak żeby od razu było wiadomo kto jest „swój”. Czytajmy więc te tytuły:

Kazimierz Plocke (nr 203) to „Dumny Kaszuba, wiceminister, specjalista od rybołówstwa” oraz „Były samorządowiec z dziesięcioletnim stażem pracy w parlamencie i czteroletnim w rządzie”; Paweł Orłowski (nr 202) to poseł „Merytoryczny i zaangażowany w sprawy, którymi się zajmuje; Jerzy Budnik (nr 185) to „Powiernik poselskich bolączek i poselskich kłopotów”; Agnieszka Pomaska (nr 205) zaś jest „Tak ambitna, że mężczyźni boją się przy niej o polityczny byt”.

Kolejnymi członkami tej „drużyny geniuszy” są dla dziennikarzy „DzB” kociewscy posłowie Sławomir Neumann i Jan Kulas. Neumann wg „Dziennika” to pracuś, który

„Woli tworzyć prawo, niż brać udział w sejmowych spektaklach”.

Hm, a jego udział w pseudo-śledczej komisji ds. afery hazardowej? Dla „DzB” to komplement czystej wody, bo w nadtytule tekstu o pośle ze Starogardu Gdańskiego dodaje:

„Zabłysnął w komisji hazardowej. Teraz czas na rząd”?

Podobnie jest w przypadku mało znanego posła z Tczewa Jana Kulasa. Czytelnicy największej gazety regionalnej na Pomorzu mogą przeczytać o nim (nr 196), że jest

„wyjątkowo pracowity i konkretny”, a „Solidarność” to „jego miłość”

(i nic nie znaczy tu fakt, że kilkanaście miesięcy temu wyrzucono go z gdańskiej „S”). Czytelnicy „DzB” otrzymają też ważną wiadomość, że Kulas to

„Kolega premiera ze studiów”.

W tym wypadku największy absurd znajdujemy ponownie w tytule. Sylwetkę Kulasa Barbara Szczepuła tytułuje niczym z partyjnej gazetki PO, wprost agitując za programem Platformy:

„Komercjalizacja szpitali to jest to! Sprawdźcie sami - w Tczewie!”.

To nawiązanie do „zaszczytnej” pracy Kulasa w sejmowej Komisji Zdrowia nad tym właśnie zagadnieniem. „DzB” przytacza „arcyciekawą” historię trafienia posła z Kociewa do tej akurat komisji. „Sam” Jan Kozłowski, ówczesny marszałek województwa pomorskiego, miał mu powiedzieć:

„Bój się Boga Janku, my tu szykujemy przekształcenia szpitali, a w Komisji Zdrowia nie ma nikogo z Pomorza!”.

Ciekawe, czy w kontekście kontrowersji społecznych, jakie wywołuje prywatyzacja (vel komercjalizacja vel przekształcenia) szpitali, Platforma była zadowolona z tej „niedźwiedziej przysługi” kolegów z „Dziennika”?

Z kolei pisząc o pośle Tadeuszu Aziewiczu (nr 182) już w tytule dziennikarze „Dziennika” oddali głos głównego bohaterowi, który stwierdził bez ogródek:

„Kiedy jest problem, dzwonię, a decydenci chcą mnie słuchać”.

„Od siebie” redaktorzy „DzB” dodali skromne zdanie:

„W sejmowej Komisji Skarbu Państwa czuwa nad rozwojem polskiej gospodarki”.

Idźmy dalej. Kolejnego nieznanego szerzej poza Pomorzem posła PO, Jerzego Kozdronia (nr 195) „DzB” reklamuje krótko:

„Bez prawników w Sejmie nie zmodernizujemy Polski”.

A Kozdroń, wiadomo - prawnik. W dodatku nie byle jaki, bo - jak piszą w „Dzienniku” -

„Pan Cogito z Kwidzyna”, który „szedł wyprostowany wśród tych, co na kolanach”.

Przy powyższych laurkach określenia redaktorów z koncernu Polskapresse wobec pozostałych parlementarzystów PO wydają się suche i czysto informacyjne, by nie rzecz - wręcz krytyczne z racji niedostatcznego stopnia euforii:

„Traktuje sprawy szczebla krajowego, regionalnego i lokalnego na równi” (o Krystynie Kłosin, nr 190), „Nie ustaje w promowaniu Kociewia”, „Walczy o podstawowe prawa podatników i poprawiał ustawę medialną” (o senatorze Andrzeju Grzybie, nr 178), „Prawdziwa legedna Solidarności”, „Walczy o prawa w Afryce” (Bogdan Borusewicz, nr 177), „Jedna z legend Solidarności”, „Jestem dumny, że mogę pomagać ludziom” (Jerzy Borowczak, nr  184).

W tym kontekście godne niemalże dziennikarskiego śledztwa jest pytanie, czym podpadła redaktorom „DzB” posłanka Iwona Guzowska, o której napisano (nr 188) po prostu, że

„Kiedyś była mistrzynią świata w boksie, dziś jest jedną z parlamentarzystek PO”.

Z drugiej strony „Dziennik” wyeksponował jej buńczuczne wypowiedzi:

„Włodzimierz Cimoszewicz nie powinien mnie pouczać”, „A gdyby nie było w Sejmie takich ludzi jak ja?”.

Czy z podobną sympatią i bezkrytycznym podejściem dziennikarze „DzB” pisali o parlamentarzystach opozycji? Oczywiście, że nie. W ich sylwetkach dominują neutralne bądź negatywne sformułowania, suche informacje. Brak „wsparcia” w postaci pochlebnych wypowiedzi „autorytetów”. O ile w tytułach i tekstach nt. parlamentarzystów PO aż roiło się od komplementów, pochwał i pozytywnych skojarzeń, o tyle w przypadku posłów PiS i SLD większośś sformułowań jest nijakich, a tytuły bezbarwne, nudne, wręcz zniechęcające do dalszej lektury.

I tak tekst o Andrzeju Jaworskim (PiS, nr 189), „DzB” opatrzył „intrygującym tytułem”:

„W partii nie jest ani gołębiem, anie jastrzębiem. Siedzi raczej pośrodku”.

Autorowi tej formułki zależało chyba, aby nikt jego tekstu dalej nie czytał. Zbigniew Kozak to dla „Dziennika” co prawda

„Jeden z najbardziej aktywnych i widocznych pomorskich posłów”.

Gazeta dodaje jednak dla równowagi, że Kozak

„walczył w sądzie z Nergalem i o mało nie rozbił struktur PiS”.

Zakładam, że to drugie redaktorzy z Targu Drzewnego jeszcze mogliby przełknąć, ale żeby porywać się na taką gwiazdę jak Nergal?

Jak „Dziennik Bałtycki” chwalił innych posłów opozycji? Tak dla równowagi z sylwetkami samych specjalistów z Platformy mogliśmy o nich przeczytać takie „newsy”, jak:

„Zajmuje się problemami służby zdrowia i drogami” (O Danieli Chrapkiewicz, PiS, nr 186), „Szef pomorskich struktur SLD wystartuje z trzeciego miejsca” (Jacek Kowalik, nr 193), „W tej kadencji wrócił do Prawa i Sprawiedliwości” (Jarosław Sellin, nr 207), „Teraz chce wrócić do Sejmu” (o Dorocie Arciszewskiej-Mielewczyk, nr 177).

Opozycjoniści mogli liczyć ze strony redakcji jedynie na prawo do złożenia „skarg i zażaleń”, jak w przypadku Władysława Szkopa z SLD, który narzekał (nr 212), że


„Niezależnego posła dopuszcza się do głosu na samym końcu”.


A skoro nawet przemawiają na końcu, to i nie ma za co ich chwalić - z takiego chyba założenia wyszli redaktorzy „DzB”. Np. Bogdan Lis to dla nich „Jedna z legend Solidarności”, ale zaraz dodają (nr 199) - chyba po to, by nie przyćmił innych legend, Jerzego Borowczaka i Bogdana Borusewicz - że to zwykły loser, który

„Chciał być dyrektorem ECS, ale nim w końcu nie został”.

Również chyba tylko dla przyzwoitości spróbowali napisać coś pozytywnego o Jolancie Szczypińskiej z PiS (nr 211):

„To jedna z najbardziej znanych twarzy Prawa i Sprawiedliwości”.

Ta przynajmniej znana. To rzeczywiście wyszukany komplement, a i merytoryczne podsumowanie pracy parlamentarzysty przez opiniotwórczy podobno dziennik.
Gwoli sprawiedliwości odnotujmy, że znalazł się jeden poseł z PiS-u, który dostąpił zaszczytu pozytywnej oceny ze strony „DzB”. To Piotr Stanke z Chojnic, o którym mogliśmy przeczytać:

„Nikt na jego temat nie powie złego słowa. Nawet polityczni rywale”, „Rzetelny, solidny poseł”.

Mniej spektakularne, być może przypadkowe, być może nie, ale z pewnością równie asymetryczne są inne szczegóły poszczególnych tekstów. Wszyscy parlamentarzyści otrzymali prawo do „swobodnej wypowiedzi”, ich sylwetki opierają się w części na cytatach z ust samych bohaterów. Ale posłowie opozycji są „pozostawieni sami sobie”, ich wypowiedzi wyglądają jak egoistyczne, czcze przechwalanie się. Autooceny parlamentarzystów Platformy są niejako potwierdzone i wzmocnione wypowiedziami innych osób, lokalnych bądź ogólnopolskich autorytetów (przynajmniej w oczach dziennikarzy „DzB”). Podobnie, teksty o działaczach PO są w większości zobrazowane zdjęciami o pozytywnych wydźwięku, z uśmiechem na ustach bohaterów. Artykułom polityków PiS i SLD towarzyszą przeważnie zdjęcia co najwyżej neutralne, z zaciśniętą miną.

Kończąc sylwetkę posła Jerzego Kozdronia, wspomniana już Barbara Szczepuła zacytowała jego patetyczną wypowiedź:

„Dla mnie to honor, że jestem posłem i mogę pracować dla Polski”.

Ostatnie zdanie pozostawiła jednak dla siebie. Dokonała w nim skandalicznego moim zdaniem połączenia informacji z komentarzem, wręcz agitacją partyjną:

„Wierzę mu, bo gdy było trzeba, umiał także być odważny”.

To zdanie niech posłuży za puentę do całego parlamentarnego cyklu „Dziennika Bałtyckiego”. Choć aż chciałoby się dodać: „Jaka gazeta, tacy posłowie”.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych