Długi list do Braci Ślązaków. "List ten skierowałem do tych, którzy są w stanie zrozumieć moje intencje i powagę chwili"

Zanim przejdę do rzeczy pozwolę sobie na parę słów wyjaśnienia. Moi Rodzice, z obu stron, pochodzą z kresów południowych. Po II wojnie rodzina mojej Matki osiedliła się na Śląsku (Opolskie i Katowickie), natomiast rodzina mojego Ojca na ziemiach zachodnich. Tam też po ślubie zamieszkali moi Rodzice, i tam się wychowywałem, jako chłopak. Rodzina mojego ojca wymarła prawie bezpotomnie, z różnych powodów. Natomiast rodzina ze strony Matki stała się rodziną  polsko-śląską, w dokładnych proporcjach – pół na pół.

Urodziłem się na Opolszczyźnie, i choć wychowywałem się na Ziemi Lubuskiej, na Śląsk przyjeżdżałem bardzo często, najpierw z Rodzicami, potem samodzielnie. W latach 1974-1981 mieszkałem w Katowicach. Śląskość od dziecka budziła moją ciekawość, rosła w miarę wyrównywania się proporcji w rodzinie, aż z czasem przybrała postać publicystyczną.

Na tematy śląskie pisałem dużo, jako dziennikarz i publicysta. Za publikacje w „Kulturze” paryskiej otrzymałem nagrodę POLCUL-u. Jako historyk nabrałem dużego szacunku dla wysiłku, który począwszy od połowy XIX w. włożyła polska ludność rodzima na Górnym Śląsku. Mając na uwadze szerszy ogląd, można powiedzieć, że w tamtym czasie, było to dość typowe zjawisko, mimo to w swojej istocie – niezwykłe. Ale ten wkład do polskiej kultury trzeba uszanować i docenić. Jest to zadaniem nie tylko historyków, publicystów, ale wszystkich zainteresowanych podtrzymaniem ciągłości polskiej kultury i państwa.

I wreszcie pytanie, co skłoniło mnie do napisania tego listu-apelu, i od kogo otrzymałem prawo do zabierania głosu w tej sprawie? Pierwszą osobą jest śp. pan Franciszek Adamiec i Jego troska o adaptację dorobku Lompy, Miarki, Korfantego, Osmańczyka i przedwojennego Związku Polaków w Niemczech (nieco więcej poniżej), do polskiej myśli i kultury. Drugą osobą jest prof. Franciszek Antoni Marek, który kilkakrotnie stwierdził, że jestem jednym z niewielu, który nie będąc Ślązakiem rozumie Śląsk. Ponadto są jeszcze dwie zasadnicze sprawy: 1) wspomniany wyżej wkład wielkich polskich Ślązaków stanął dziś wobec groźby zapomnienia (podobnie zresztą jak sama istota polskości), a nawet zagłady, 2) istnienie komunistycznej i pokomunistycznej blokady procesu adaptacyjnego z obu stron. Te dwa czynniki nie pozwalają wypełnić wiedzą owego wzajemnego oddalenia, które niewątpliwie miało miejsce w ciągu ostatnich sześciu wieków, a które dziś karmione jest nieprawdami i wykorzystywane w propagandzie przeciw nam. Jako historyk mam obowiązek podtrzymywać pamięć i zwrócić uwagę na owe szczegóły. Tak więc o złą wolę nikt posądzić mnie nie może, choć pisząc o Śląsku mam świadomość, że jego problematyka jest tak emocjonalnie złożona, iż nie ma sposobu, by móc zadowolić każdego. Do zasady należy, że zawsze ktoś musi się obrazić.

Moje peregrynacje

Problematyką śląską zajmuje się długo, ale opiszę tu tylko fakty, które zrobiły na mnie największe wrażenie... Gdy w stanie wojennym ukrywałem się w bytomskim szpitalu (skierował mnie tam dr Geisler, a przyjął dr Pardela), byłem świadkiem następującego zdarzenia: dwa łóżka dalej leżał pewien Ślązak. Któregoś dnia, od lekarza dowiedział się, że ma zaawansowaną chorobę nowotworową i niewiele mu już zostało. Gdy w kilka godzin później przyszła w odwiedziny do niego wnuczka, poprosił ją aby przyniosła „tako cerwono książka w twardyj okładce”. Wkrótce okazało się, że były to wydane przed wojną „Ilustrowane dzieje Polski”. Przejęty tym faktem zapytałem, dlaczego w takim momencie, właśnie historię Polski uznał za najważniejszą?

Nie był rozmowny, ale odpowiedział w gwarze śląskiej:

- Widzis synek, mom wnuczka, a idą złe casy.

Odwrócił wzrok, otworzył książkę i z wielką uwagą zaczął ją czytać. Rozmowa była skończona. „Złe czasy” w gwarze śląskiej mają bardzo dosłowne znaczenie.

Kolejnym człowiekiem był p. Franciszek Adamiec z Opola, absolwent polskiego gimnazjum w Bytomiu, członek przedwojennego Związku Polaków w Niemczech i historyk z wykształcenia. To min. dzięki niemu napisałem pierwsza swoja książkę – „Znów tracimy Śląsk” (Lublin 1999). Domagał się ode mnie takiej postawy wobec wówczas tworzącej się mniejszości niemieckiej, jaką powinien zająć polski Ślązak, tak doświadczony prze z pruski reżim. Nie pomogło tłumaczenie, że nie jestem Ślązakiem i nie mam prawa do takiego stanowiska. Intencje zrozumiałem dopiero później – moja postawa, jako Polaka miała uznać 100-letni wysiłek Polaków śląskich za swój własny. Młodszy o pokolenie miałem nie tylko uwiarygodnić polskość tak zacnego człowieka, ale przede wszystkim włączyć w historiografię polską jego wizję i całe doświadczenie tamtego śląskiego pokolenia. Wówczas coś podobnego nie przyszło mi do głowy.

Poznałem też wielu innych polskich Ślązaków: pana Poloka z Kędzierzyna Koźla, wokół którego długo krążyłem, aż wreszcie otrzymałem zaproszenie do domu na kawę; panią dr. Ligulę-Kozak, jej siostrę Irenę Hundt, przelotnie p. Walerię Nabzdyk i wiele innych osób. Wszyscy oni komunistyczną Polskę zaakceptowali bez reszty, bo innej nie znali. Jakże to boleśnie tragiczne.

Moje doświadczenia nie były jednostronne. Historyczna droga Ślązaków podzieliła ich na polskich, niemieckich i śląskich. Ale do dziś najwięcej jest obojętnych narodowo – katolików, choć i ten „mur” zaczyna się kruszyć. I jeszcze jeden szczegół, z drugiej strony Śląska. Gdy bodaj w 1985 r. mój 90-letni Dziadek leżał w ozimskim szpitalu (odwodnienie), kilku leżących obok niego Ślązaków oznajmiło mu, że za długo żyje i zbyt długo pobiera emeryturę… No, coś podobnego człowiekowi wychowanemu w polskiej kulturze, raczej do głowy nie przyjdzie. Nie chodziło im jednak o długie lata życia, lecz o to, że był tak długo żyjącym Polakiem mieszkającym na Śląsku. Gdy powiedziałem, że to nie po katolicku, zawstydzili się. Później jeden z nich podszedł do mnie i zaczął opowiadać o zasługach swojej rodziny w powstaniach śląskich. Nie rozmawialiśmy długo, ale człowiek ten okazał się człowiekiem poczciwym z natury i nie bardzo wiedział co miał z sobą zrobić. Ten jego kontrast wewnętrzny okazał się nie bogactwem, lecz raczej dramatem. Zobaczył swój grzech, ale nie był w stanie go przezwyciężyć, a ja z kolei nie mogłem mu w niczym pomóc. Na pożegnanie dotknąłem jego ramienia i poprosiłem, aby nigdy więcej tak nie myślał. Schylił głowę i odpowiedział:

- No ja, ja, ja!

Co Polska dała Śląskowi?

Na portalu www.wpolityce.pl  z 20.06.11 opublikowałem artykuł pod tym samym tytułem. Starałem się pokazać w nim miejsce i rolę Górnego Śląska na przestrzeni dziejów. Nie został zrozumiany z powodów pozamerytorycznych. Na przeszkodzie stanęły: zasób mentalny i nieprawdziwe  mity. A to dowód na to min., że obecne czasy niosą z sobą więcej dezorientacji niż orientacji.

Nikt nie kwestionuje, że Śląsk współtworzył państwo piastowskie – Polskę, że gwara śląska jest jedna z czterech podstawowych gwar tworzących język polski oraz że Ślązacy, czy dziś Górnoślązacy, są Słowianami. Faktem jest też, że Niemcy Górnoślązaka nigdy nie uznają za reprezentanta swojej kultury. A jakie na nich temat mają zdanie, doskonale wiedzą sami Górnoślązacy. Ślązacy w Polsce są Ślązakami w Niemczech Polakami. Oczywiście, tak w Polsce może pozostać, ale jak długo można być „cyganami” pogranicza – dziś tylko socjologicznego? I to są konstytucyjne wyznaczniki miejsca i przynależność Górnoślązaków. Proszę wybaczyć styl i bezpośrednią argumentację, ale wymagają tego: czas i niesprawiedliwe wzajemne stosunki. Wynikły one z kilku ważnych względów: historycznego (rozejście się dróg), wewnętrznego społeczno-politycznego i historycznego zastoju po II wojnie oraz ingerencji czynników zewnętrznych.

W czasie kulturkampfu Karol Miarka chcąc uchronić od klęski posła katolickiego, napisał wstrząsający artykuł pt. „Jezus Maria Józef ratujcie nas z ręki nieprzyjaciół bo giniemy”. Wywarł on tak duże wrażenie, że poseł katolicki wygrał. Przywołując ten moment, chcę zwrócić uwagę na pewną zbieżność sytuacji, ponieważ dziś Śląsk kolejny raz stanął na rozdrożu. Nie ma już takich słów, a na horyzoncie nie widać takiej osoby, która mogłaby napisać współczesny podobny artykuł i zrobić takie same wrażenie. Miarka ratował wówczas katolicyzm, ale też tę cząstkę polskości, która zaczynała świtać. I co ciekawe, że przez 30 lat uważał się za Niemca i dopiero niemiecki ksiądz Bogedain uświadomił mu, że jest Polakiem. W niemieckich szkołach uczono go, że nie ma literatury polskiej, a sama gwara śląska jest jakimś nikomu nie potrzebnym rozwodnionym językiem polskim. Gdy odwiedził dr Rostka w Cieszynie i tam w jego domu zobaczył bibliotekę polskiej literatury, dostrzegł cały fałsz jakiemu wcześniej został poddany. Również sam Korfanty wspomina, że w dzieciństwie nie wyobrażał sobie, aby człowiek wykształcony mógł mówić po polsku. Dziś raz po raz słyszę o jakiejś Europie, w której to wówczas żyli Ślązacy... Jakaż to była Europa, z której musieli uciekali sięgając trzykroć po oręż? Przepraszam, ale jacyż to byli Europejczycy, którzy niewolniczą pracą na Śląsku musieli budować obcy przemysł?

Dziś Śląsk wrócił do macierzystego położenia, a to oznacza, że historia, a może sam Pan Bóg, dali nam możliwość korekty dawnych błędów – z obu stron. Nie krótka perspektywa dania dzisiejszego i chciejstwo wyznacza rolę tak samo Śląskowi, jak i Polsce, lecz wyznaczyła mu dziejowa perspektywa i wciąż wyznacza geopolityczne położenie. W artykule „Co Polska dała Śląskowi” powołując się na opinię E. Romera, cytuję: „ Górny Śląsk w ostatnich dziesiątkach lat życia gospodarczego Niemiec, nie odgrywał żadnej ważniejszej roli. Był on jednak terenem przemysłowym, za pomocą, którego potężne Niemcy […] planowały zdobyć Polskę, aby z tą Polską, jako prowincją niemiecką, stanowił organiczną jednostkę gospodarczą”. I tu trzeba dopowiedzieć, że opanowanie Polski za pomocą Śląska miało pomóc Niemcom w ekspansji na wschód. Tak samo było w czasie II wojny światowej. Warto się więc zastanowić, jaką rolę może odegrać dziś Śląsk?

Właśnie to geopolityczne położenie stawia wymagania co do świadomości roli jaką Górny Śląsk może odegrać – złą lub dobrą. I tu znów pojawia się pytanie co Polska dała Śląskowi? Od lat jak echo krąży ono po Górnym Śląsku i pomimo  istniejących tam instytutów i wyższych uczelni, nie może znaleźć odpowiedzi. W swoim artykule porównując okres największej świetności Śląska z okresem jego największego upadku, chciałem pokazać jaką cenę musiał on zapłacić za oderwanie się od Polski; w jaki sposób traktowany był Górnoślązak w Prusach niemieckich oraz, że nikt prócz Polaków nie będzie wiązał mieszkańców rodzimych Górnego Śląska z bogactwem, jakie kryje przynależna im ziemia. W dalszym planie mieści się też sugestia, że polskość pojawiła się tam jako refleksja w kontekście biedy, która ich dotknęła. Poczucie to wyszło więc z najgłębszych podstaw egzystencji, jakoby z samego dna. Była czystą prawdą odczytaną z własnych genów oraz poczucia wolności przechowanego jeszcze z czasów piastowskich. W 1922 r. dwie różne rzeczywistości spotkały się: śląska popiastowska i polska pojagiellońska. Różnice musiały się uwydatnić. Dla celów własnych warto też porównać tych Ślązaków, którzy odeszli od Polski z tymi którzy do niej wrócili. To porównanie wyłania rzeczywistą prawdę.

Porównanie z Litwą miało pokazać, że litewska droga, która jest lustrzanym odbiciem (odwrotnością), prowadzi do kompletnego osamotnienia. (A Górny Śląsk wchodzi właśnie na podobną drogę). Gdy Śląsk odchodził od Polski w średniowieczu, przychodziła Litwa (Wielkie Księstwo Litewskie), gdy Litwa odchodziła w okresie zaborów, wracał Śląsk. Gdy w połowie XIX w. na Litwie budziła się litewskość przeciwko polskości, na Górnym Śląsku budziła się polskość przeciwko niemieckości. Mimo to, obydwa kierunki miały charakter naturalny. Dziś śląskość zaczyna przybierać, jak niegdyś na Litwie podobny kierunek: podręczniki, alfabet, antypolskie nastawienie. Z tego prócz klęski, nie może się nic urodzić, bo cały ten ruch, aczkolwiek sympatyczny, nie ma uzasadnienia ani w kulturze, ani w literaturze, a jego najsilniejszym oparciem jest po prostu – przekora. Więcej, polska przekora. Ślązacy oczywiście mogą się czuć kim chcą, ale trzeba podkreślić, że na uznanie tego luksusu stać tylko Polskę. W innych krajach, w tym w Niemczech, będą nikim innym jak Polakami, ale już bez takich praw zwyczajowych, jakie mają w Polsce. Niemcy Ślązaków potrzebują do celów politycznych, bo doskonale wiedzą, że włączenie Śląska do Niemiec spowoduje natychmiastową reakcję odwrotną: Ślązacy staną się Polakami, założą polskie organizacje i poproszą Polskę o pieniądze. I nie ma co ukrywać, że po takich ruchach, Ślązak stanie się wstrętny dla obu stron. Zostanie kompletnie sam w tym brutalnym świecie. W taki sposób Górnoślązacy pozbawią się jedynego oparcia, jakie mają wyłącznie w swoim macierzystym kraju – Polsce.

Na pytanie co Polska dała Śląskowi, odpowiedź jest bardzo prosta, choć na Górnym Śląsku trudna do wyobrażenia. To dramat dla obu stron! Dała więc najpierw wielką perspektywę odradzającej się Polski. Potem perspektywa ta została wzmocniona przez polską Narodową Demokrację i miejscową chadecję, które w różnym czasie były tam potęgą, oraz samego Korfantego, który wyrósł z obu tych organizacji. Bez owej perspektywy nie zaistniałaby żadna nadzieja poprawy bytu. Nie zaistniałby też punkt odniesienia. A punktem odniesienia była Polska. Bez odrodzonej Polski nie byłyby możliwe trzy powstania śląskie. W momencie powstania państwa polskiego, Polska Górnoślązakom dała tożsamość. Górnoślązacy zachowując swoją specyfikę mogli się identyfikować z macierzystym narodem, z którego wyszli i do którego chcieli wrócić. To jest tyle, co otrzymanie życia. Druga Rzeczpospolita w tamtym okresie dla Górnego Śląska była tym samym co niedawno RFN dla NRD. Ba, tu jest tak wiele podobieństw, że powinny zbudować głęboką refleksję, zwłaszcza wśród Górnoślązaków. Tej refleksji jednak nie ma ani na Górnym Śląsku, ani w samych Niemczech, gdzie mieszkańcy Śląska śmieją się z NRD-owców tak samo, jak rodowici Niemcy. I dalej, Po 1922 r. państwo polskie dało Górnoślązakom wykształcenie i elity. Po 1945, niestety, tylko rzeczywistość komunistyczną, którą sami znają z autopsji.

Niczego nie wypominając, ale odwrotnie, doceniając w pełni tę około 100-letnią walkę Górnoślązaków z Niemcami – na śmierć i życie, trzeba odpowiedzieć na tak intencjonalnie postawione pytanie, że jak widać Polska zapłaciła sowicie za owe bogactwa, które przynieśli ze sobą Górnoślązacy, jako wiano. Ale tu natychmiast trzeba dopowiedzieć, że Polacy przyjęli to z wdzięcznością, ale nie po to, aby kolonizować, lecz współgospodarzyć. Okres II RP charakteryzował się tym, że tak samo wówczas w interesie Górnego Śląska jak i Polski była eliminacja kapitału niemieckiego, z czysto praktycznych powodów – nadmiernej dysproporcji. Nie można było być nogami w Polsce a siedzieć w kieszeni Niemcom. Z kulturowego punktu widzenia, jest radykalne przejście, ale decyzja powstań była decyzją jeszcze bardziej radykalną. Natomiast jeżeli chodzi o okres PRL-u, to warto zapamiętać, szerokie tory do Huty Katowice szły nie ze Śląska na wschód, lecz ze wschodu do Huty Katowice. A to zasadnicza różnica! Za PRL nie można mieć do Polaków pretensji, chyba, że się bardzo chce.

Nie na tym jednak rzecz polega. Rzecz polega na tym, co bardzo trudno dochodzi do świadomości na Śląsku, że Górnoślązacy bez Polski, stają się tym samym co dziś Litwini – niestety niczym. Przestaje mieć wówczas znaczenie przynależność etniczna bogactw, przestaje mieć też znaczenie niewolnicza praca Górnoślązaków w Niemczech przy budowie hut i kopalń, bo nie ich kapitał, a praca choć mizerna, została zapłacona... Cholera, przykro to pisać, ale echo pytania, co Polska dała Śląskowi, musi wreszcie trafić na jakąś odpowiedź. Musi wreszcie zaistnieć jakiś dialog i jakiś rozsądek!

Na Górnym Śląsku w dużej mierze Polska, i  polska kultura są postrzegane negatywnie. Zdziwienie budzą podstawowe fakty historyczne, min ten który mówi iż do połowy XVI wieku to właśnie z Polski na Śląsk szły podniety i treści kulturalne. Okres jagielloński jest tam niemal nieznany. Polacy powinni nauczyć się śląskości, ale też i Ślązacy będąc w Polsce powinni poznać wkład polskiej kultury w cywilizację łacińską, a jest ona wielka. Powinni pójść drogą Karola Miarki, który u Rostka dostrzegł coś, o czym wcześniej nie mieli pojęcia. Bogactwa mineralne, to dla gospodarki wiele, ale nie można na nich opierać swojej tożsamości w Polsce, ani nigdzie na świecie. A tym bardziej podsycać śląską krzywdę, która w sposób nieobiektywny zaczyna narastać w tempie arytmetycznym. Powoli wszystko zaczyna przeradzać się w ową śląską krzywdę. I znów nie na tym rzecz polega.

Prawda jest nieco inna

Rozpad Polski Piastowskiej zaczął się od nieodpowiedzialnej polityki Bolesława Rogatki, a więc księcia śląskiego (wrocławskiego i legnickiego), syna Henryka Pobożnego. Zmarnował do końca dzieło i myśl zjednoczeniową swojego ojca, chociaż głównym winowajcą była klęska pod Legnicą w 1241 r. W wyniku rodzimej wojny w 1249 r. oddane zostały Niemcom dwie pozycje strategiczne: gród Szydłów, przy ujściu Odry i Nysy Łużyckiej oraz Ziemia Lubuska – zwornik miedzy Pomorzem a Śląskiem. Od tego zaczęła się ekspansja niemiecka. Podział Polski przez Krzywoustego stworzył prawdziwy dramat. Ale zjednoczenia nie dokonali Piastowie śląscy i wielkopolscy, lecz Polskę dzielnicową zjednoczył orężem Łokietek – książę łęczycki i kujawski.
Nie jest też prawdą, że Kazimierz Wielki wyrzekł się Śląska. Ta opinia powtarzana jest jak mantra, niczym „wypędzenie” w Niemczech. Na tym nieprawdziwym micie buduje się min. antagonizm polsko-śląski. Kazimierz Wielki swój proces zjednoczeniowy oparł na strategii pokojowej i w ten sposób starał się wyprowadzić państwo z izolacji politycznej, w jaką wpadło podczas walk Łokietka. I siłą faktu, odzyskiwanie swojej władzy musiał podzielić na etapy. Nie było go stać na kolejna wojnę z Janem Luksemburskim, a co za tym szło i z Krzyżakami. Ponadto Piastowie i możni na Śląsku w tamtym czasie ciążyli ku będącym na wyższym wówczas poziomie cywilizacyjnym Czechom. Długosz wspomina o istniejącej na Śląsku dużej niechęci do Polski. Nie można tu jednak zapominać o roli Bolka Świdnickiego, który wyłamał się i przeszkodził wojskom Luksemburczyka  w połączeniu się z Krzyżakami pod Kaliszem i, według niektórych historyków, dokonania pierwszego rozbioru Polski. Piastowie śląscy odchodząc od Polski nie rozumieli jeszcze tego, co zrozumieli 600 lat później powstańcy śląscy. To bieda, która porównywalna była z galicyjską, zmusiła porzuconą przez własną szlachtę i później inteligencję ludność śląską do szukania wyjścia. Porównanie to może wydawać się obraźliwe dla Górnoślązaków, lecz trzeba zdać sobie sprawę, że obydwie krainy były pod panowaniem austriackim.

Ewentualną winę za nieodzyskanie Śląska Polacy mogą ponosić za czasów jagiellońskich, ale trzeba również zdać sobie sprawę trzech podstawowych ograniczeń: 1) Rzeczpospolita w tamtym czasie zainteresowana była syntezą dwóch cywilizacji: łacińskiej z bizantyńską, co pochłaniało jej ogromna energię, 2) z zasady niestosowania ekspansji zbrojnej poza granice swojego kraju, 3) dynastia jagiellońska dbała o pewną równowagę sił pomiędzy Koroną, Wielkim Księstwem Litewskim, a Śląsk mógł paść ofiarą tej polityki. Ponadto Polacy na swoją obronę mają jeden podstawowy atut. Śląsk, podobnie, jak zrobiły to Prusy Królewskie w 1450 r., mógł zgłosić swój akces do Rzeczpospolitej i prawdopodobnie zostałby przyjęty. Takiego akcesu ze strony Śląska jednak nie było. Inaczej natomiast sprawa się miała za panowania Jana III Sobieskiego. Armia polska wyszła poza granice Rzeczypospolitej, choć nie miała nic wspólnego z ekspansją zbrojną. Bezinteresowną pomoc udzieloną Austriakom natomiast można poczytać, jako naiwność polityczną. Odzyskanie Śląska było nie tylko w zasięgi reki króla Jana, ale – palca. I kto wie, czy ten gest w przyszłości nie okazałoby się ważniejszy dla Polski niż samo zwycięstwo pod Wiedniem?

Prawdziwy dramat ludności śląskiej zaczął się za panowania pruskiego. Nie tylko Fryderyk, zwany przez Niemców Wielkim, ale też wielu jego następców chcieli ze Ślązaków zrobić nie tylko Niemców, ale również protestantów. Na Dolnym Śląsku to się udało, na Górnym – nie. Zaczęto od języka i szkolnictwa, podobnie zresztą, jak w zaborze rosyjskim. W obydwu zaborach korzystano z wzorów polskiej Komisji Edukacji Narodowej. Różnica polegała na tym, że w Prusach udało się wprowadzić powszechne nauczanie, a w Rosji – nie. Powszechne nauczanie w Prusach związane było z językiem niemieckim, polski był dyskryminowany, z wyjątkiem okresu Bogedaina; w rosyjskim, z rosyjskim, przy takiej samej dyskryminacji mowy Polaków. Różnica polega na tym, że wychowanie niemieckie w dużo większym stopniu zdołało wpłynąć na trwałe usposobienie nie tylko Górnoślązaków, ale także, choć w mniejszym stopniu, Wielkopolan. Królestwo i Litwa okazały się w tym względzie bardziej odporne, ze względu na stan majątkowy elit i samą jej ilość. Stąd też do dziś jest widoczna, zwłaszcza wśród Górnoślązaków ale też i Wielkopolan, wszelka pogarda do tego, co dotyczy Wschodu. I trzeba powiedzieć, że jest to ich kulturową pięta Achillesową.

Nie można niedoceniać eksperymentu na skalę światową, skoro nie brało się w nim udziału, albo miało niewielki. Eksperyment dotyczył wypracowania syntezy dwóch cywilizacji: łacińskiej i bizantyńskiej. I tu polska kultura wzniosła się na wyżyny, których do dziś nie bardzo rozumie Polska zachodnia. Różnice w odbiorze polskiego dorobku wynikają z geografii. Ta sama geografia zadecydowała o wyższości techniczno-cywilizacyjnej zachodnich dzielnic Polski. Ale trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że to nie one były twórcą tej cząstki cywilizacji, lecz trybikiem w dużej maszynie, i bardziej ofiarą, niż współtwórcą. Polska jagiellońska, a więc wschodnia, samodzielnie kierowała procesem przemian kulturowych, politycznych i cywilizacyjnych. A to zasadnicza różnica. Podłożem nieporozumień i wzajemnych niechęci na tym tle, jest po prostu niewiedza. Jej korzeni trzeba szukać wciąż w szkole: pruskiej, a także PRL-owskiej i postpeerelowskiej.

Ślązacy powtarzają, że Polacy nie rozumieją Śląska. Oczywiście to prawda, ale Śląsk ma bardziej skomplikowana warstwę psychologiczną niż kulturową. Bardziej skomplikowana wydaje się ona samym Górnoślązakom, bo nie zdają sobie sprawy ze skali tych samych komplikacji  kulturowych na kresach. Gdy mój Dziadek, legionista i przedwojenny urzędnik państwowy, przyjechał na Śląsk, wiedział jedno, że w komunistycznej nieprzewidywalnej rzeczywistości (a właściwie – przewidywalnej) musi osiąść na wsi, bo tylko praca na roli pozwoli mu wyżywić rodzinę. I tak zrobił. Gdy pewnego wieczoru zaczęli śpiewać, przyszli Ślązacy i zapytali skąd znają ich piosenki? Dziadek odpowiedział, że skoro mamy ten sam język, musimy mieć też i wspólne piosenki. Na drugi dzień śpiewali już razem. Od posady sołtysa wybroniło go wyjaśnienie, że skoro nie zna tutejszych stosunków, nie może wziąć na siebie żadnej odpowiedzialności. Potem trzech kolejnych jego synów wzięło sobie za żony Ślązaczki i pozostali na Śląsku. W tej samej wsi mieszkała kobieta o nazwisku Czeszka. To ona odebrała skomplikowany poród mojej Matki (brat na ziemiach zachodnich go nie przeżył). I po dwóch tygodniach pociągiem wracałem na ziemie zachodnie.

Kresowianie przyjeżdżając na Śląsk nie znali śląskości, ale kulturowo i mentalnie byli przygotowani na nowe warunki. Oczywiście były to dwa różne światy, ale warto zauważyć, że od samego początku zaczęła go dzielić i pogłębiać komunistyczna władza, a potem zakurtynowy rewizjonizm niemiecki, np. poprzez paczki, które miały wartość renty po dziadku w Wehrmachcie. Rozbudzone nadzieje i opowieści o dobrobycie niemieckim „nie do opisania” pobudzały nadmiernie wyobraźnię rodzimej ludności, i dodatkowo zaczęły dzielić społeczność na Śląsku.

Śląskie mity

Oprócz chyba najczęściej powtarzanego o porzuceniu Śląska przez Kazimierza Wielkiego mitu (była już o nim mowa) jest jeszcze kilka: o „galileuszach” (od Galicji) , odwróconych plecach, o tym, że Piłsudski nie chciał Śląska, i jeszcze kilka pomniejszych.

Najciekawszym z mitów jest „syndrom odwróconych pleców”. Tkwi on tak głęboko, że nikt ze Ślązaków do końca nie jest w stanie go merytorycznie zinterpretować, a dla Polaków jest kompletnie niezrozumiały. Z reguły milkną, nie znajdują żadnej odpowiedzi, bo nie wiedzą o co chodzi. Ów syndrom jest zespołem pamięci o dawnej wielkości Śląska, żalu jej utracenia, pretensji i szukania winnych. Pytanie zasadnicze jest jednak następujące: kto się bardziej odwrócił: Polska od Śląska, czy Śląsk od Polski? Gdy w połowie XIX wieku zaczęły dochodzić głosy o odradzającej się tam polskości, pomoc ze strony Polaków nie mających jeszcze państwa płynęła szczodrze, i to na wielu poziomach. Począwszy od przesyłania polskich książek i gazet, a potem finansowania zapewne kilku z nich (dotąd nie ustalono ilu), od odpowiedzi na apel Karola Miarki o pomoc w czasie kolejnego głodu (tu była ona tak obfita, że musiał prosić o jej wstrzymanie), aż do pomocy finansowej polskiego rządu w czasie plebiscytu i powstań. Do dyspozycji III powstania Piłsudski dał 500 najlepszych oficerów. Jaką rolę odegrali, niech powiedzą historycy powstań śląskich.  Mit o „galileuszach” też należałoby obalić. Ci urzędnicy przyjeżdżający z Galicji wypełniali lukę kadrową i wówczas nie było innego sposobu, choć niektórzy z nich zachowywali się nagannie. Jednym słowem minęła już 90 rocznica powrotu Śląska do Polski, a proces integracyjny zatrzymany w 1945, nadal jest blokowany. Mimo to „piłeczka „ jest po polskiej stronie.

Śląskie racje

Są śląskie racje, które nie podlegają dyskusji, i które nowe państwo polskie musi uwzględnić. Armia Krajowa i Polskie Podziemie doczekały z trudem i bólem, ale doczekało się. Teraz kolej na część śląską. Najważniejszym jest ponad 100-letni dorobek polskich Ślązaków, który jest źle i powierzchownie eksponowany zarówno w szkole, jak i w mediach. Dziś o tym dorobku się zapomina, ale trzeba podkreślić, że niestety, po obu stronach. Ten dorobek trzeba na nowo rozpisać we wzajemnej współpracy. I jest to całkiem możliwe.

Kolejnym są rzeczywiste krzywdy śląskie. Jedna z ważniejszych dotyczy volkslisty. Jest to trudny i zadawniony temat, ale musi być wyjaśniony, i to do końca. Z zasadniczych powodów nie zdobył się na to PRL, musi zdobyć się Polska popeerelowska. Wielu Górnoślązaków zapisując się na volkslistę, robiło to na polecenie bpa Adamskiego i dla ukrycia się przed niemieckimi aresztowaniami. Komunistyczna władza tego faktu nie chciała uznać, wolała antagonizować, niż czynić sprawiedliwość. Więcej, ta sama władza, zwłaszcza w okresie wczesnopowojennym, potrafiła odebrać gospodarstwo nawet członkowi ZPwN i przekazać je nowemu osadnikowi. Większość osadników oddawała gospodarstwa powracającym właścicielom, ale byli tacy, co nie chcieli tego zrobić.  Kolejną, bardzo bolesną dla Górnoślązaków jest sprawa Korfantego. W polityce bywa różnie, ale historycy muszą tę sprawę ostatecznie rozsądzić – na tyle ile to możliwe. Kolejną, współczesną, był niczym nieuzasadniony pomijający stosunek władzy wojewódzkiej do polskich Ślązaków. Obserwowałem to na własne oczy na Opolszczyźnie po 1990 r. Władza ta wolała rozmawiać z mniejszością niemiecką, niż z zasłużonymi dla polskości na Śląsku Ślązakami. Pisałem o tym wielokrotnie. Na Śląsku Opolskim jest też grupa (nie wiem, jak wielka) Górnoślązaków, która nie przyjęła obywatelstwa niemieckiego i nie wstąpiła do mniejszości niemieckiej, świadomie odmawiając sobie wyraźnych korzyści z tego płynących. Ale o tym prawie nikt nie słyszał. To fatalny błąd. Dyskryminowani Polacy zapominają o swoich lojalnych obywatelach, przyczyniając się w ten sposób do ich dyskryminacji.

To nie jest normalne.

Od naprawiania właśnie tego typu zaległości należałoby zacząć powtórny proces integracji polskiego narodu, po zatoczonym wielowiekowym dziejowym kole. Nikt inny nie może tego zrobić  jak państwo polskie. To jego obowiązek.

Zakończenie

Oczywiście, wiele zarzutów tu postawionych można skierować również do samych Polaków. Rzecz jednak polega na tym, że Polacy mimo wyrażanych niechęci do swojego państwa, w podświadomości posiadają jakąś z nim więź. Górnoślązakom postawionym na tej drodze grozi zupełne osamotnienie, a oderwanie się od Polski, jest oderwaniem się od wszystkiego najpierw co polskie, a potem po kolei, od tego wszystkiego co śląskie.  Na koniec jest już tylko walka o byt i nic więcej. Dokładnie tak, jak było w Prusach. Śląskość w Polsce ma duże perspektywy, poza nią - żadnych. Tu Górnoślązacy mogą się żachnąć, ale chyba nie do końca zdają sobie jeszcze sprawę z tego, że od momentu, gdy śląskość odzyskała polski wymiar, stała się bardziej dojrzała i pełna – znalazła się w tej samej strefie językowej, geopolitycznej, a także folklorystycznej (pieśni) co Polacy. Tę prawdę poznał Korfanty i docenił, ale chciał natychmiast zbyt wiele… No, nie sposób być „lepszym Polakiem” natychmiast, bo przed tym „natychmiast” stało wiele pokoleń, które kładły głowy min. po to, by mogły zaistnieć warunki do wybuchu trzech powstań śląskich. Proporcje. Dzisiejsze pokolenia Górnoślązaków wydają się zapominać już o prawdach, które zbudowały pokolenia od Lompy do Osmańczyka. (Podobnie jest z Polakami, też zapominają o swoich bohaterach. Za to się płaci straszliwą cenę). Dziś Korfanty zza grobu domaga się konsekwencji od swoich spadkobierców i podjęcia kontynuacji swojej drogi.

Musicie Panie Panowie rozważyć dwie zasadniczą rzecz: czy nie warto podjąć tę pozytywną ideę piastowską i zaświecić owo „światło ze Śląska”, które kiedyś w Polsce tak dobrze świeciło? Chcąc jednak je zaświecić, nie można pominąć owego doświadczenia pojagiellońskiego, które przyniesione została do Was przez ekspatriantów ze wschodu, ponieważ to właśnie ono jest owym lepiszczem, które może spoić dwie rozłączone niegdyś części. I możemy to zrobić tylko razem. Owa jagiellońskość jest tym, co będzie się Wam podobać. Ona spełniała wiele postulatów, które zgłaszali Wasi przodkowie w okresie plebiscytowym. Równowaga jest zachowana, bo epoka jagiellońska jest doświadczeniem do wykorzystania, a czasy obecne wymuszają uwarunkowania z okresu piastowskiego. Okres wschodni skończył się, Polska popiastowska pozostała. Rzecz jednak w tym, że śląskość należy dopasować do polskości a polskość do śląskości i stworzyć syntezę. Tu nic nikomu nie ubędzie. Nie wolno uciekać, bo ucieczka jest ucieczką donikąd. A syndrom odwróconych pleców jest mitem, który nie ma pokrycia w rzeczywistości.

List ten skierowałem do tych, którzy są w stanie zrozumieć moje intencje i powagę chwili. Polska jest wciąż w budowie – od upadku swojej państwowości i trzeba zauważyć, że budowa ta została przerwana w 1945 r. Oczywiście, nie chodzi o drogi ani o ocieplanie domów, lecz o świadomość, bo to właśnie ona zadecyduje o wszystkim, a szczególnie na Górnym Śląsku. Świadomość, to kwestia pracy pokoleń, krystalizuje warstwowo, poprzez ból, krew i wysiłek. Chodzi o to, aby, poprzez lenistwo, krótką perspektywę, albo zwykłą głupotę nie zagubić tego dorobku, bez którego pomyślna przyszłość nie jest możliwa. Wszystko, co wypracowali polscy Ślązacy, jest nadal aktualne. A szczególnie aktualne jest Pięć Prawd Polaków. Oderwanie się od tej drogi, przyszłym pokoleniom grozi jej powtarzanie.

„Piłeczka” jest dokładnie po środku. Śląscy spadkobiercy idei polskości, a jest ich jeszcze sporo na Górnym Śląsku, powinni przejąć inicjatywę u siebie, bo to od nich zależy los rdzennej tradycji na Śląsku. Tak, jak nikt nie jest w stanie nakłonić nikogo do powstania wbrew jego woli, tak też państwo polskie nie jest w stanie utrzymać polskiej tradycji na Śląsku wbrew woli samych Górnoślązaków. Państwo polskie ma swoje obowiązki wobec Śląska, ale nie będzie w stanie podtrzymać nieistniejącego tam ducha. Państwo jest dziś marne, ale od nas wszystkich zależy, czy będzie ono w stanie stworzyć odpowiednią perspektywę. Dziś wymaga mentalnego zjednoczenia! Górny Śląsk jest miejscem newralgicznym i właśnie tam Górnoślązacy, spadkobiercy Piastów, powinni dogadać się przede wszystkim sami z sobą i być może pokazać Polsce nową perspektywę. Tam bowiem spotkały się piastowskość z jagiellońskością. I czekają na swoją wielką syntezę. Dziś, w innym położeniu geograficznym (piastowskim) zmodyfikowana wizja Korfantego jest całkiem możliwa. Nie porzucajcie swojego wielkiego przywódcy. Szczęść Boże.

Ps. Temat jest niezwykle szeroki i delikatny, mam więc świadomość, że wiele zaprezentowanych tu myśli wymaga doprecyzowania, a może nawet odmiennego spojrzenia. Proszę o rzeczową i merytoryczną dyskusję. Dziękuję.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.