Żakowski lewituje i zasypuje Tuska cukrem. O samopodpaleniu: „takie rzeczy po prostu się zdarzają”

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Premier jest odważny, świetnie reaguje na spotkanych ludzi, sprawia pozytywne wrażenie, odnosi sukcesy, jest twardy. Dzięki swojej podróży zyska on i cały naród.

Na taką melodię zaśpiewał słodką pieśń na cześć naszego kochanego premiera Jacek Żakowski we wczorajszym „Fakcie”. Lewicowy publicysta dowodzi, że dla prorządowej propagandy jest w stanie kompletnie oderwać się od rzeczywistości.

Warto te zdania zapamiętać:

Donald Tusk, podejmując po raz pierwszy od dawna osobiste, trudne kontakty z ludźmi zyskuje w oczach wielu Polaków  Bo niewielu z nas miałoby odwagę stanąć twarzą w twarz np. z bandą kiboli i prowadzić z nimi twardą rozmowę.

Prawda, że odważny nasz premier niczym jego wschodni kolega polujący na niedźwiedzie czy tygrysy?

Podobnie rzecz się ma z rozmową premiera w przedszkolu, kiedy dochodził pieczołowicie ile powinien kosztować pobyt dziecka w placówce. To także robiło pozytywne wrażenie. Zresztą jak wiele  rozmów szefa rządu ze spotkanymi na drodze tuskobusa ludźmi. Premier reaguje świetnie.

No pewnie, że reaguje świetnie. Zwłaszcza, że zadanie, jakie postawili przed nim współpracownicy nie było łatwe.

Sztab, który wsadził premiera do autobusu nie do końca przewidział, na jakie niebezpieczeństwo naraża szefa rządu. Prawdopodobnie nie spodziewano się aż takiej skali emocji. Jednak tym większy jest sukces Tuska, który nie zdezerterował ani przed kibolami, ani przed nieszczęśliwymi ludźmi. Staną z nimi twarzą w twarz, rozładowując napięcie. Kibole zobaczyli, że Tusk, to jest „gościu”, że to nie jest żaden pętak w garniturku, tylko twardy zawodnik. Zobaczyli, że to nie  chłopiec z Żoliborza, wychuchany przez mamusię, karmiony łyżeczką do 40. roku życia, tylko facet, który poradzi sobie i na stadionie, i w ciemnej ulicy.

Czy oni w medialno-prorządowym towarzystwie mają jakiś konkurs na największy "podliz" wobec Tuska i najwymyślniejszego kopniaka dla Kaczyńskiego? Jeśli tak, to Żakowski właśnie odsadził konkurencję o kilka długości (nota bene tematyka sportowa jest mu najwyraźniej bliska, choć we wczorajszej „Wyborczej” pisząc na ten sam temat w swoim lejtmotywie pomylił judo z aikido).

Dochodzimy do czegoś, co – stosując ulubione określenie Żakowskiego – trzeba nazwać „creme de la creme” jego publicystyki. Oto pisze w ostatnim akapicie:

Jeśli chodzi o samopodpalenie pod Kancelarią Premiera, to takie rzeczy po prostu się zdarzają. Gdy rośnie napięcie społeczne, a tak jest w kampanii, to ryzyko desperackich ruchów rośnie.

Większej bzdury chyba już się nie da wymyślić. Do czego można się posunąć, by bronić coraz bardziej kompromitującego się i oddalającego od wyborczego sukcesu rządu?

Panie Jacku, może szklankę zimnej wody? A gdy znowu przyjdzie chęć zanalizowania ludzkiego dramatu, warto poćwiczyć judo czy inną jogę. Dla Pana to bez znaczenia.

 

 

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych