Uwaga: duże wydarzenie. „Dolina nicości” w TVP na rocznicę powstania KOR

www.tvp.pl
www.tvp.pl

Jestem autentycznie poruszony, choć miałem przekonanie, że będę oglądał to, co już dobrze znam. Ale Wojciech Tomczyk niesłychanie zręcznie wypreparował może najciekawszy wątek powieści Bronisława Wildsteina „Dolina nicości” wzbogacając własną wyobraźnią.

To wątek modnego dziennikarza, a niegdyś opozycjonisty i tajnego współpracownika SB Jana Returna, do którego wraca przeszłość w postaci spotkanego w Krakowie zabiedzonego i zapijaczonego przyjaciela z przedsierpniowej opozycji. Historia ewidentnie inspirowana dziejami Lesława Maleszki i jego relacji ze Stanisławem Pyjasem i samym Wildsteinem, a przecież nieco od nich różna.

Widowisko w reżyserii Wojciecha Nowaka wydobyło w skondensowany sposób podstawowe wątki książki, a tak naprawdę całej twórczości Wildsteina. Z jednej strony niezwykle sugestywnie, bo można by rzec paroma celnymi spostrzeżeniami charakteryzując kondycję moralną części naszej elity. Prawdy o III RP nie trzeba koniecznie wydobywać rozwlekłymi socjologicznymi opisami.

Z drugiej - zadając pytania ostateczne i uniwersalne: o granice między załamaniem się i zdradą. I o moment, w którym naturalna potrzeba człowieka aby innych zrozumieć, usprawiedliwić, pojąć złożony kontekst ludzkich losów zmienia się w karykaturę miłosierdzia. Trochę rozmył się dobrze namalowany przez Wildsteina proces przemiany Returna – z człowieka wystraszonego i zagubionego, w kogoś kto delektuje się złem, a po troszę i własnym upadkiem. Za to te krótkie niczym pchnięcia scenki działają niczym terapia szokowa. A scena pogrzebu i stypy wydała mi się dziwnie znajoma. Niedawno w Krakowie uczestniczyłem w towarzyskim spotkaniu z udziałem dużej grupy dawnych opozycjonistów, z których jednym powiodło się bardziej, innym – mniej. Coś z tego klimatu było i tutaj.

Nagle w polskiej telewizji zabrzmiał nieco inny głos niż zwykle, w czym także zasługa świetnych aktorów, na czele z Krzysztofem Globiszem. Inne widzenie świata, inne tezy, gdyby ci którzy na co dzień rządzą naszą świadomością, byli prawdziwymi intelektualistami podjęliby dyskusję. Skończy się zapewne na prześmieszkach.

Ale to widowisko ma jeszcze jeden walor. Zostało pokazane w 35 rocznicę powstania Komitetu Obrony Robotników. O tym zdarzeniu się tam mówi. Daniel Struna, trochę porte parole Pyjasa, a trochę Wildsteina, stawia KOR za wzór odwagi.

Wokół tej tradycji wytworzyło się wiele nieporozumień. Z jednej strony atakowano ją z pozycji fundamentalnie prawicowych (słynne „różowe hieny” Zygmunta Wrzodaka). Z drugiej, część twórców KOR zawłaszczyło tę tradycję – spotkania twórców tej formacji były organizowane bez takich ludzi jak Antoni Macierewicz, Piotr Naimski czy Zbigniew Romaszewski. Z trzeciej, z kolei Macierewicz i Naimski, którzy uważają się, i słusznie, za  faktycznych inicjatorów tego zdarzenia, też chętniej dziś podkreślają różnice wobec takich postaci jak Kuroń, Michnik czy Lityński, niż początkowe wspólne cele.

Zdaniem takich ciekawych narratorów tamtej historii jak choćby świętej pamięci Lech Kaczyński czy Bronislaw Wildstein, też ludzi środowiska korowskiego, te różnice były ważne, ale zaczęły się ujawniać trochę później. I nie powinny przesłaniać tego, co początkowo ważne i wspólne.

Bo najważniejsze było to, i to także wynikało z dzisiejszego widowiska, że wtedy w 1976 roku, grupa ludzi po prostu zwyciężyła swój strach. Słowa „nie lękajcie się” wracają w „Dolinie nicości” w różnych kontekstach nieprzypadkowo.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.