Piotr Zaremba: poczet Palikotów polskich, część 2. Czego chce od świata Cezary Palikot Michalski?

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Jan Filip Libicki to Palikot początkujący, w dodatku taki, który pewnie się obrazi, gdy się go tak nazwie. Michalski nie ukrywa swojej fascynacji Palikotem, wydał z nim wspólną książkę i wzoruje się na nim. Choć oczywiście geneza obu tych postaci jest całkiem inna.

Z jednej strony w przeciwieństwie do winiarza z Biłgoraja, Michalski ma swoją traumę, którą od lat czyni samoistnym tematem dygresji do połowy swoich tekstów. To opowieść o człowieku, któremu wdarto się z butami w życie prywatne, za co szuka odwetu na polskiej prawicy. To wdarcie się polegało na tym, że człowiekowi ochrzaniającemu innych za to, że są "ludźmi bez właściwości", rozliczającemu ich z pozycji katolickich,  wspomniano, że porzucił żonę. Zrobił to jeden publicysta, który sam się potem za to pokajał, a i tak połowa prawicowego dziennikarstwa uznała za stosowne odciąć się od tej "niegodziwości". Ale Czarkowi niebo stanęło w płomieniach, jak nastolatkowi z międzywojennych powieści.

W efekcie oddał się kultywowaniu swoich obsesji, które są autentyczne. Mój kolega spróbował sprawdzić, czy choć w jednym z felietonów Michalskiego na stronie Krytyki Politycznej nie występuje szatańska trójca "Ziemkiewicz, Wildstein, Terlikowski" (czasem w innych zestawach, choćby z tzw. Muzealnikami). Nie było takiego felietonu, no może jeden. Palikot wymyślił się na zimno. Michalski to kolejny hater polskiej publicystyki (od hate, nienawidzieć, moje ulubione amerykańskie określenie).

Zarazem jednak tenże sam Michalski poczynił ważną obserwację: że warto przekraczać kolejne granice. Więc nie tylko wojował z dawnymi pampersami, swoimi kolegami, ale wypominał jakimi jeżdżą samochodami i jak gonili za pieniędzmi. Inni nie mieszali tak otwarcie swoich starć polityczno-ideowych z maglem, Michalski odkrył, że magiel się opłaca.

Inni sądzili i nadal sądzą że nie okazuje się wrogich uczuć ludziom, którzy dopiero co zmarli. Michalski zaraz po katastrofie smoleńskiej napisał jeden z najhaniebniejszych tekstów, jakie powstały w Polsce po 1989 roku. Teza była prosta: nie żałuję prawie nikogo z ofiar katastrofy, bo są ofiarami polityki historycznej Lecha Kaczyńskiego. Jedna z najbardziej szaleńczych i spiskowych tez, ale już niezależnie od jej słuszności i intelektualnej spójności, oparta na założeniu: okazać pogardę ludziom, których szczątki jeszcze zbierano na smoleńskich pustkowiach. Sam Palikot nie wpadł wtedy na coś takiego. Zniknął na kilka tygodni. "Kaczki po smoleńsku" i "Gosiewscy na włoszczowskim peronie" zaczęli się później. Ale miał godnego zastępcę.

Ostatnio Michalski przekroczył kolejne tabu. Ogłosił, że trzy różne postaci: Marek Jurek, Jan Rokita i Paweł Lisicki to ludzie niewierzący, używający religii do celów politycznych. I znów: nikt przed nim na tego typu rozważania się nie odważył, bo to dotknięcie jednej z najbardziej intymnych sfer ludzkiego życia.

Nie robili tego ideowi pobratymcy Michalskiego, ani jego wrogowie. Najbardziej konserwatywny "zakapior" nie oceniał czyjejś wiary lub niewiary - ograniczając się do oceny publicznych wypowiedzi i publicznych działań. Nawet nasuwający się skądinąd wątek dyżurnych katolików w Gazecie Wyborczej, wypowiadających się czasem, jak Katarzyna Wiśniewska, z przywoływaniem własnej wiary, traktowany był przez największych wrogów organu Michnika najwyżej wyrazami aluzyjnego powątpiewania. Twierdzenie "on wierzy", albo "on nie wierzy" ciągle nie służy jako pałka w polemikach.

Ale służy Michalskiemu. Ludzi, z którymi nie utrzymuje od lat, albo nie utrzymywał nigdy bliższych kontaktów, osądza na podstawie... No właśnie nie wiadomo czego. Lepiej znam Jurka, Rokitę i Lisickiego niż Michalski, mam dokładnie przeciwne wrażenia, ale tylko wrażenia. Podobnie jak w innych przypadkach. Michalski podważający czyjeś oficjalne deklaracje, albo wdzierający się za brak deklaracji, staje się sędzią czyjejś duszy, tyleż arbitralnym co fałszywym. Jeśli któryś z bohaterów zaprzeczy, Michalski zapewne orzeknie, że wie lepiej od niego. Kto jest religijny, decyduje felietonista "Krytyki Politycznej". Dożyliśmy tak absurdalnych czasów.

Można by tę opowieść podsumować uwagą, że Palikot trafi kiedyś na swojego Palikota. Pamiętam histerię z jaką zareagował winiarz z Biłgoraja na pytania jednej z dziennikarek o jego rzekomym homoseksualizmie. Myślę, że na przykład dotknięcie jego życia prywatnego, jego obecnej żony i dzieci, mocno by go wkurzyło, a może i realnie dotknęło. Choć sam wyrokował o preferencjach seksualnych, pijaństwie o naturze innych z subtelnością  dobrze zaprogramowanej maszyny.

Myślę, że z Michalskim jest podobnie. Przypomina człowieka brzydkiego, który chodzi po salonie i opowiada głośno o miernej urodzie innych - z przekonaniem, że ci są zbyt dobrze wychowani aby mu się odwinąć. W końcu jednak ktoś się odwinie. Nie będę to ja, choć znam parę anegdot, które byłyby niemiłe. Pozyskanych w prywatnych rozmowach, które Michalski od dawna z lubością powtarza w swoich felietonach. Że jednak skończy się to czymś strasznym, tego jestem więcej niż pewien.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.