Lista współczesnych „półkowników” nie jest krótka. Niewygodne dokumenty filmowe wciąż czekają na lepsze czasy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Artykuł ukazał się pierwotnie w "Nowym Państwie".

Stoją na półkach, leżą na biurkach, widziało je niewielu… Niewygodne dokumenty filmowe wciąż czekają na lepsze czasy.

Na to, ilu widzów zobaczy np. świetny historyczny dokument, wpływ mają miejsce i czas emisji. O miejscu w ramówce decyduje dyrektor anteny. Czasami prezes TVP. Ale i jeden, i drugi mogą stwierdzić, że film nie pójdzie wcale. Są jeszcze redakcje: dokumentu i reportażu, publicystyki, kultury i rozrywki – to one decydują wstępnie, który z projektów ma szanse wejść do produkcji, to one oceniają i rekomendują propozycje twórców. Mają swoje sposoby, by film poszedł albo nie

Mam dosyć dokumentu historycznego, nie ma reżyserów, może prócz Fidyka; nie będziemy tego robić.

– to zdumiewające oświadczenie złożyła Barbara Pawłowska, nowo mianowana szefowa redakcji dokumentu TVP1 w 2007 r. Czyli w czasie, o którym opowiada się, że nominaci pisowscy realizować mieli wreszcie w TVP politykę historyczną.


Wydawałoby się, że historia „półkowników” to stara opowieść z czasów telewizji PRL, kiedy kolejne odwilże i ponowne przykręcania śruby powodowały, że filmowe produkcje zawsze mogły trafić na zły czas i musiały odstać swoje na półkach. Tymczasem okazuje się, że lista współczesnych „półkowników”, choćby z ostatnich kilku lat, nie jest krótka. Niewiele osób o niej wie – jedynie twórcy, zamawiające redakcje i dyrektorzy. Jedni nie nagłaśniają sprawy, obawiając się, że po takim zamieszaniu spadną szanse na ewentualne następne produkcje. Ci, którzy odstawiają film na półkę, też się nie chwalą, bo niby czym? Powrotem cenzury?

Ubeckie pomyje

Co łączy filmy, których nie zdecydowano się w minionych latach wyemitować w publicznej telewizji? Czy wspólne cechy mają obrazy, których nie możemy zobaczyć w TVP, czy może wspólny mianownik łączy tych, którzy podejmują decyzję, by ich nie emitować?

Bo dlaczego widzowie pierwszego albo drugiego programu TVP nie mogą zobaczyć świetnego dokumentu Macieja Jaszczaka pt. „Operator” (2009 r.)? Rzecz o najwybitniejszym, najbardziej wziętym operatorze „PRL-owskiej szkoły filmowej” Jerzym Lipmanie, autorze zdjęć do takich filmów, jak: „Pokolenie”, „Kanał”, „Lotna”, „Popioły” – Andrzeja Wajdy, „Prawo i pięść”, „Pan Wołodyjowski” – Jerzego Hoffmana, „Nóż w wodzie” – Romana Polańskiego czy „Zezowate szczęście” – Andrzeja Munka. Film opowiada o postaci Lipmana głosami jego przyjaciół: Andrzeja Wajdy, Kazimierza Kutza, Jerzego Hoffmana, Bolesława Sulika i staje się niezwykle ciekawym obrazem o życiu artysty w PRL. To nie tylko historia jednego operatora, to opowieść o całym pokoleniu peerelowskich filmowców. Na ekranie widzimy, jak ze swadą o swej młodości artystycznej, o sporach ideowych, o kłótniach z politrukami, o antysemickich czystkach opowiadają Wajda, Kutz, Hoffman. A równolegle rozwija się opowieść o człowieku, który pisze – bardzo rzeczowe, bardzo precyzyjne, czasem złośliwe – donosy do UB. Ta wartka opowieść słynnych twórców „PRL-owskiej szkoły filmowej” nagle załamuje się, gdy dociera do ich świadomości, że ich przyjaciel – Jerzy Lipman – pisał na nich donosy jako TW „Jerzy” albo TW „J”. To jeden z najciekawszych filmów o świecie filmu, jaki ostatnio widziałem. Gdy w styczniu 2010 r. oglądałem go na pokazie redakcyjnym, było to już dojrzałe dzieło. Przez rok redaktorzy zwodzili twórcę, że jak poprawi, jak doszlifuje, jak wyjaśni, to może… Powstała nowa, jeszcze dojrzalsza wersja, a jednak… Nie zobaczymy go w TVP, bo nie o tym miał być film. Miał opowiadać o wybitnym artyście operatorze, a nie o ubeckich pomyjach… Wajda, Hoffman i Kutz wycofali swoje wypowiedzi przed kamerą i grożą procesami. To pod ich dyktando dyrekcja Programu 2 i Agencji Filmowej uznała, że tego filmu po prostu nie ma…

A dlaczego widzowie TVP nie mogliby zobaczyć dokumentu Grzegorza Królikiewicza pt. „Kern” (2009 r.), opowieści o człowieku w polityce na początku lat 90. Historia adwokata, obrońcy w procesach politycznych w PRL, jednego z założycieli Porozumienia Centrum i wicemarszałka Sejmu I Kadencji, któremu „Gazeta Wyborcza”, wraz z Jerzym Urbanem i Markiem Piwowskim, urządzają medialny lincz, gdy chciał ochronić swoją nieletnią córkę przed błędami młodości. Bardzo ciekawy obraz wczesnej III RP.

A dlaczego tylko niewielka garstka widzów TVP Historia mogła zobaczyć film „New Poland” (2010 r.) o skutecznych działaniach komunistycznych agentów wpływu w Stanach Zjednoczonych? O udziale sowieckich agentów w tym przedsięwzięciu, takich jak Oskar Lange czy Bolesław Gebert? Że niby ciągle o tych agentach. Czy taki Lange albo Gebert naprawdę wyglądają na szpiegów, i w dodatku sowieckich!?

Skąd ten „towarzysz”?

Dokument Roberta Kaczmarka i Grzegorza Brauna „Towarzysz Generał” też premierę miał w TVP Historia (12 grudnia 2009 r.). Przeszedł bez echa, bo widziało go zaledwie kilkanaście tysięcy widzów. Ale miał szczęście, druga, i jak na razie ostatnia, emisja była w najlepszym czasie antenowym zaraz po „Wiadomościach”. Film zobaczyło niemal 3,6 mln Polaków. To rekordowa widownia filmu dokumentalnego. A przecież „Towarzysz Generał” był wielkim kandydatem na „półkownika”. Zamówiony przez Artura Dmochowskiego – twórcę i pierwszego dyrektora TVP Historia, nie przypadł do gustu jego następcy Tadeuszowi Doroszukowi. Więc negocjacje trwały długo. Argument był taki, że tytuł się nie zgadza, bo w wersji roboczej brzmiał „Generał”, więc skąd wziął się „towarzysz”? W końcu obraz trafił do „Jedynki” i dostał najlepszą porę. I stało się. Burza, jaką wywołała emisja w TVP1, wstrząsnęła ówczesną koalicją medialną PiS i SLD. Wiceszefowej „jedynki” Anicie Gargas wręczono wypowiedzenie, Zarząd Telewizji zamienił się na kilka dni w komisję śledczą, by zbadać, jak mogło dojść do emisji takiego filmu. Przesłuchano kilku dyrektorów, redaktorów, prawników, poproszono o ekspertyzy wewnętrzne i zewnętrzne, by to się już nigdy nie powtórzyło.

Nie drażnić sąsiada

Dlaczego zrealizowany w 2007 r. na zlecenie ówczesnego wiceszefa telewizyjnej „Dwójki” wywiad z Ahmedem Zakajewem nie został pokazany? Wielce optymistyczny tytuł –  „Jasne, słoneczne dni, czyli wolność dla Czeczenii” – to słowa samego Zakajewa. W filmie przywódca Czeczenów na uchodźstwie w rozmowie z Jankiem Pospieszalskim przypomina dzieje kaukaskiego narodu, który walczy o swoją wolność od XIX w.; najpierw przeciw rosyjskiej okupacji, później przeciw sowieckim represjom, a od lat 90. przeciw rosyjskim oprawcom pod wodzą Putina. Oskarża dzisiejszych okupantów o zamordowanie tysięcy dzieci czeczeńskich. Ale, o dziwo, wyraża wielką nadzieję na nowy czas w relacjach rosyjsko-czeczeńskich, gdy prezydenturę obejmie Miedwiediew.


W niespełna 30-minutowym filmie znalazły się też wyjątkowe archiwalne zdjęcia z Czeczenii. Dokument pokazuje zarówno czeczeńskie ofiary rosyjskich oddziałów specjalnych, jak i udane akcje czeczeńskich powstańców. Te niezwykłe zdjęcia udostępnione zostały przez Mariusza Pilisa i Marcina Mamonia, Adama Borowskiego oraz samych Czeczenów. Czy da się zakwalifikować przypominanie o rosyjskim ludobójstwie w Czeczenii jako niebezpieczną prowokację zagrażającą naszym relacjom z sąsiadem? Z dzisiejszej perspektywy może rzeczywiście to logiczne, wszak teraz, by nie komplikować stosunków z Rosją, Zakajewowi wizy wjazdowej do Polski się odmawia.

W 90 minut dookoła mediów

Od końca 2009 r. na emisję w pierwszym programie TVP czeka trzyodcinkowy cykl „Media III RP”, dokument Krzysztofa Nowaka i piszącego te słowa. Osobiście wręczałem płytę kolejnym dyrektorom Wojciechowi Hoflikowi, Witoldowi Gadowskiemu, Stanisławowi Janeckiemu, Iwonie Schymalli. I do dziś nic. Spróbowaliśmy opisać świat mediów III RP w 90 minut. W filmie właściwie nie ma rzeczy zupełnie nowych, prawie wszystko to archiwa TVP – już to w telewizji widzieliśmy. I Tadeusza Zwiefkę, popularnego prezentera „Wiadomości” z lat 90., jak szlifuje swoje umiejętności reporterskie w czasach PRL, i Monikę Olejnik, jak wsiada z Urbanem i Michnikiem w grudniowy wieczór do auta, i Mariusza Waltera, jak bryluje w peerelowskim Studio 2, i Andrzeja Drawicza, jak reformuje w 1989 r. telewizję państwową do spółki z Lwem Rywinem i Jackiem Snopkiewiczem, i to, jak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji dzieli medialny tort według sobie znanych zasad. Przypominamy zaledwie, że dziś najpopularniejszy prezenter telewizyjnej „Panoramy” Andrzej Turski z rozkazu PZPR i pod kontrolą SB uzdrawiał po stanie wojennym popularny radiowy III Program, zatrudniając tam i Monikę Olejnik, i Marka Niedźwieckiego, i Grzegorza Miecugowa. A na koniec wspominamy, jak doszło do afery Rywina i Michnika i co z tego wynikło. Wszystko to już widzieliśmy, dlaczego zatem cyklu „Media III RP” nie można pokazać?


Czyżby o tym, co można puścić, a czego nie, nadal decydowała „peerelowska szkoła filmowa” i jej duch?

PS „Polska szkoła filmowa” to udana operacja językowa autorstwa Aleksandra Jackowskiego, osobiście wolę posługiwać się określeniem stosowanym przez Grzegorza Wąsowskiego, który nazywa rzecz po imieniu: „peerelowska szkoła filmowa”.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych