Bardzo cenię prof. Krzysztofa Rybińskiego, który nie boi się wyłamać z poprawności politycznej naszych salonowych ekonomistów i celnie punktuje cudotwórców od „zielonej wyspy”. Zresztą za postawę Rybińskiego z pracy niemal wyleciała jego żona, której powiedziano, że mąż za bardzo krytykuje PO. Jednak w wywiadzie dla „Uważam Rze” inna wypowiedź Rybińskiego mną wstrząsnęła. Okazuje się bowiem, że ekonomista popiera podatek, który może realnie zrujnować większość Polaków.
„Jestem zwolennikiem wprowadzenia w Polsce podatku od nieruchomości, katastralnego, przed którym uciec się nie da. A nieruchomości są dobrym wskaźnikiem zamożności.” - mówi prof. Rybiński, odpowiadając na pytanie o miganie się przez najbogatszych Polaków przed płaceniem podatków.
Przeprowadzający wywiad z ekonomistą bracia Karnowscy, przytomnie zauważają, że podatek ten zrujnuje starsze panie, które żyją ze skromnych emerytur w odziedziczonych mieszkaniach wartych setki tysięcy złotych. Rybiński zbywa to pytanie enigmatycznym stwierdzeniem, że „można to tak zaprojektować, żeby nie uderzało w te osoby”.
Podatek katastralny, czyli haracz od wartości gruntów i nieruchomości jest daniną, która występuje w większości krajów zachodniej cywilizacji. Prof. Rybiński przyznaje, że nie zwiększa on nierówności społecznych. Możliwe, jednak w tych krajach własne domy i mieszkania posiadają ludzie o innym statusie materialnym. Wielu z nich kupiło nieruchomości po realnych cenach rynkowych bądź rozłożyła sobie raty w taki sposób, że wliczyła w nie koszty związane z tym podatkiem. Sytuacja w krajach postkomunistycznych prezentuje się zupełnie inaczej. U nas prawie każdy obywatel ma własne mieszkanie, które wykupił za grosze (nie dotyczy to oczywiście ludzi, którzy dziś kupują już mieszkania po cenach rynkowych) w latach 90-tych bądź odziedziczył je po rodzinie . W naszym kraju nie trzeba być również zamożną osobą by mieszkać w kilkunastoletnim domku jednorodzinnym. Wielu Polaków odziedziczyło również mieszkania w centrach miast, które dopiero dziś nabierają ogromnej wartości.
„Przeciętny Francuz lub Niemiec, który chce mieć własny dom, kupuje go lub buduje, zaciągając ogromny kredyt, który spłaca nierzadko do końca życia. Natomiast wielu Polaków na cele budowlane brało pożyczki niewielkie lub nie brało ich wcale. Francuzowi bowiem nie przyjdzie do głowy, że może zakasać rękawy i popołudniami oraz w soboty i podczas urlopów wylewać podłogi lub montować okna. Tymczasem setki. tysięcy domów w Polsce powstało właśnie w ten sposób – budowanych samodzielnie, co najwyżej z pomocą szwagra, teścia, brata.” - pisał niedawno prof. Wojciech Polak w Gazecie Polskiej.
Proszę sobie teraz wyobrazić co by się stało gdyby rządzący wprowadzili ten podatek (co próbują robić od wielu lat, obecnie prace nad nim intensywnie trwają). Otóż dziś cena przeciętnej wielkości domu pod Warszawą czy w niezłej dzielnicy mojego Olsztyna oscyluje w granicach 1 miliona złotych. Ja również mieszkam w domku jednorodzinnym i jestem otoczony sąsiadami, którzy należą do polskiej średniej klasy (policjanci, wykładowcy akademiccy, nauczyciele, drobni przedsiębiorcy). Moi rodzice kupili działkę, na której stoi nasz dom 15 lat temu za stosunkowo niewielkie pieniądze. Dokładnie to samo zrobili moi sąsiedzi. Jednak teraz wartość działek w miejscu, gdzie mieszkamy wzrosła, z uwagi na rozrastanie się miasta, kilkadziesiąt razy. Ostatnie pogłoski mówią o katastrze w wysokości 1,8-2,4 proc. A więc każdy z nas będzie musiał płacić rocznie państwu około 10-20 tysięcy złotych. Dokładnie w takiej samej sytuacji będzie rodzina, która od kilkudziesięciu lat zajmuje, warte dziś 800-900 tysięcy złotych, mieszkanie w kamiennicy w centrum większego miasta. Czy stać ją będzie na wyłożenie 10 tysięcy rocznie? Na dodatek ceny nieruchomości bez przerwy się wahają i podatek może każdego roku wzrastać w zależności od czynników, na które nie mamy wpływu.
„Podatek katastralny obejmie także mieszkania. W wielu przypadkach będzie to oznaczało podwojenie miesięcznych czynszów. W najtragiczniejszej sytuacji znajdą się mieszkańcy centrów dużych miast, zakopiańskich Krupówek czy gdańskiego Długiego Targu. Tam podatek od najmniejszego i najbardziej zniszczonego mieszkania będzie wręcz nieludzki. Podatek katastralny może okazać się także rujnujący dla rolników i w ogóle dla mieszkańców wsi.” - zauważa Polak.
Dla mnie podatek katastralny oznacza wyprowadzkę z domu zbudowanego przez moich rodziców, albo zarobienie dodatkowych kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie by spłacić wiecznie nienasyconą bestie fiskalną.
Nie można zapominać również , że wszyscy posiadacze mieszkań „na wynajm” będą musieli podnieść czynsze o 100 % by móc zarobić na ten podatek. Tym samym ludzie, którzy zostaną zmuszeni sprzedać swoje nieruchomości by mieszkać w wynajętych lokalach i studenci będą płacić za wynajem horrendalne sumy. A co zrobić z tymi, którzy z ledwo uciułanych pieniędzy kupili jakiś czas temu kawałek ziemi dla wnuków, która warta jest dziś setki tysięcy złotych? A jak poradzą sobie właściciele małych zakładów produkcyjnych, mechanicy samochodowi, którzy utrzymują rodziny z jednego zakładziku, który nagle teraz stanie się drogą nieruchomością?
Mark Twain mawiał, że są tylko dwie pewne rzeczy na świecie: śmierć i podatki. Niestety podatek katastralny w tak biednym kraju jak Polska spowoduje śmierć (i nie jest to demagogia) wielu ludzi, którzy nie wytrzymają masowych wywłaszczeń.
Nie zapominajmy o tym co mówił Alexis de Tocqueville-
“Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy”.
Rządowi PO, i każdemu po nim, tych pieniędzy na pewno w niedługim czasie zabraknie, o czym przestrzega zresztą również prof. Krzysztof Rybiński pisząc byśmy "odpięli pasy" bo i tak wszystko jest stracone.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/117608-ten-podatek-nas-zabije-kazdy-z-nas-bedzie-musial-placic-rocznie-panstwu-okolo-10-20-tysiecy-zlotych