Gazety nie umierają - polemika z Zarembą. "Czy powodem istnienia prasy jest zysk?"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

1. Pogłoski o śmierci.

Gazety umierają w ciszy. Wymowny tytuł artykułu Piotra Zaremby bije na alarm, albo ogłasza rezygnację wobec nieuchronności społecznych procesów. Tymczasem śmierć różnych zjawisk była ogłaszana w przeszłości nie raz i zjawiska te trzymają się mocno. Nic bowiem nie jest takie jak nam się wydaje, zaś świat podąża z reguły ścieżką najbardziej nieoczekiwaną. W tej sytuacji oczywiście można bawić się w analizy i przewidywania, jednak z pełną świadomością, że poza intelektualną zabawą niewiele te zabawy wnoszą jeśli brać pod uwagę kierunek zmian. Zabawa jednak może także rozwijać, dlatego pozwolę sobie na jej kontynuację i skomentuję subiektywnie kilka poruszonych przez Piotra Zarembę spraw.

Pogłoski o śmierci prasy uważam za nieco przesadzone. Internet jest świetnym workiem, w którym możemy odnaleźć i wykorzystać dowolny cytat, porównać źródła, sprawdzić informacje. Pojawienie się mp3 nie spowodowało ciągle śmierci płyty, podejrzewać tylko mogę, że działa tu potrzeba namacalnego obcowania z zamkniętym dziełem sztuki. Trochę jak rzeźba i obraz: potrzeba ich posiadania, przekładająca się na ceny na aukcjach nie zmalała z powodu wynalezienia fotografii i projektorów multimedialnych. Podobnie wróżono szybki zmierzch komputerów na rzecz wszczepianych w głowę czipów, lecz okazało się, że ludzie chcą mieć w domu maszynę, którą mogą identyfikować jako komputer, a wszechobecne systemy sterowane głosem stwarzają raczej poczucie osaczenia i inwigilacji zamiast wygody i ich wdrożenie się opóźnia z przyczyn psychologicznych a nie technicznych.

Gazeta jako określona marka sprzedająca zweryfikowaną wiedzę, publikowana jako dający się zarchiwizować papierowy materialny dokument, mam wrażenie że jeszcze długo będzie pełnić dotychczasową rolę. Spadek dochodów z reklam o niczym nie musi świadczyć. Spadek ten i pojawiające się pod jego wpływem wieści o upadaniu tradycyjnej prasy świadczą jedynie o przynależności autorów do obowiązującej ideologii nieustannego wzrostu zysków. Mam nieodparte wrażenie, że te spadające przychody długo jeszcze będą i tak wyższe od przychodów prasy sprzed lat kilkunastu czy kilkudziesięciu. Dlaczego prasa mogła kiedyś istnieć z minimalną liczba reklam a teraz kilkuprocentowy spadek ma być przyczyną zamykania tytułów? Czy powodem istnienia prasy jest zysk? Czy może jednak dostęp do rzetelnej informacji?

2. Dziennikarstwo śledcze a dezawuowanie efektów.

Zgadzam się, że dziennikarstwo śledcze nie poradzi sobie bez profesjonalnego zaplecza. Aczkolwiek działalność stowarzyszeń takich jak Blogmedia24, które prowadzi sprawy sądowe o dostęp do informacji publicznej mogą być jaskółkami odrodzenia obywatelskiej aktywności, która nie jest li tylko słomianym zapałem. Jednak do długotrwałych śledztw potrzeba czasu, możliwości i warsztatu, których uwikłany w normalną zawodową pracę obywatel nie posiada. Jednak czy do utrzymania profesjonalnej redakcji, w której utrzymałby się przywołany w artykule Woodward i Bernstein, naprawdę potrzeba nieustannego corocznego kilkuprocentowego wzrostu przychodów z reklam?

Wiem, że pytam naiwnie i z wielkimi pokładami dziennikarskiej ignorancji, ale może warto zastanowić się nad metodami, jakie pozwalały utrzymać się redakcjom bez dzisiejszego poziomu dochodów? Może warto dostrzegać przyczyn upadku niewygodnych dla władzy tytułów w źle skonstruowanym systemie zamiast w braku zainteresowania czytelników?

Jeszcze innym elementem tej układanki jest samo dziennikarstwo. Jaki sens ma dziennikarskie śledztwo jeśli ustalenia jednego tytułu są dezawuowane przez niemal wszystkie pozostałe. Zamiast wyciągać wnioski z ustalonych faktów dziennikarze zaczynają się zachowywać jak korporacyjni funkcjonariusze i udowadniają że nawet jeśli te fakty miały miejsce to nie mają żadnego znaczenia. Afera Watergate nie mogłaby mieć dzisiaj miejsca nie z powodu braku zainteresowania tylko z powodu nasilenia działań osłonowych przez konkurencję.

Przekłada się to na poczucie funkcyjnego podporządkowania pracy medialnej politycznym mocodawcom. Wspiera to coraz silniejsze społeczne odczucie oplątania wszystkiego mackami wszechmocnego spisku i obezwładnia wszelką aktywność wpisując się w tendencję do zamykania poszczególnych plemion w gettach towarzystw wzajemnej adoracji. Już nie tylko polityka to szambo, ale dziennikarze zdają się nie być lepsi, oddalając się coraz bardziej od rzetelności rozumianej jako zgodność co do podstawowych faktów. Dżentelmeni nie dyskutują o faktach, bo się po prostu co do faktów zgadzają. Jeśli natomiast dziennikarze zaczynają naginać rzeczywistość w sposób analogiczny do polityków to kto ma pełnić rolę nadzoru nad faktami? Blogerzy?

3. Ujawnianie zawartości dokumentów a prawo do informacji.

Internauci nie mają warsztatu, nie mają dostępu do dokumentów, nie mają zaplecza. Ale mają informatorów. Czy o Julianie Assange można powiedzieć że nie ma zaplecza? Głównym zarzutem wobec niego jest zdrada polegająca na ujawnianiu tajnych dokumentów. Przepraszam bardzo, rozumiem że amerykańscy wojskowi się wkurzyli, ale dziennikarze? Gdyby Assange dostarczył te dokumenty do jednej redakcji byłby cennym informatorem, którego danych zabrania ujawnić prawo prasowe. Ponieważ zaś ujawnił te dokumenty wszystkim to jest szkodnikiem i niszczycielem ładu społecznego oraz sprowadza niebezpieczeństwo terroryzmu na konkretnych ludzi? Innym zarzutem wobec niego jest ujawnianie zbyt obszernego zbioru bez żadnej selekcji. Zapewnienia Assange’a że jest to zbiór zweryfikowany, a w procesie weryfikacji jest jeszcze sporo innych dokumentów niczego nie zmienia. Dziennikarze dostają do ręki źródło, nie muszą się przebijać przez zamkniętych urzędników i narzekają. Co stoi na przeszkodzie dokonania odpowiedniego wyboru i odpowiedniej oceny? Przecież mało który czytelni będzie miał czas na przebijanie się przez te dokumenty. Od tego chyba powinni być dziennikarze? Nie muszą wychodzić z domu aby móc przeprowadzić głębokie dziennikarskie śledztwo i jeszcze narzekają. Czy chodzi o to, że wyniki takiego śledztwa mogą być podważone przez innego dziennikarza, który wnikliwiej przejrzy dokumenty?

To nie rozwój technologii stoi za spadkiem sprzedaży prasy, tylko uświadomienie sobie społeczeństwa poziomu dziennikarskich manipulacji. Przy blogerskiej działalności różnego rodzaju Kataryn, które nie tyle ujawniają ile punktują niekonsekwencje, naciągania i manipulacje spadają ludziom łuski z oczu i okazuje się że dziennikarz też człowiek! Blogerzy punktując polityków często lepiej niż profesjonaliści ujawniają słabość tych ostatnich, którzy rzekomo powołani do kontrolowania władzy biorą nieustannie udział w maskowaniu jej nadużyć. Działania pozorujące przestają odnosić skutek. Nadszarpniętą wiarygodność trudno jest odzyskać, wobec czego już całkowicie jawnie kontynuuje się działalność polityczną.

4. Kłopoty z rzetelnością i demonizacja polityki.

Obok systemowego już kreowania i podtrzymywania wizerunku polityki jako szamba, od którego uczciwy obywatel powinien trzymać się jak najdalej, funkcjonuje coraz jawniejszy przemysł obrzydzania medialnych kanałów dystrybucji informacji. To nie jest specyfika jedynie polska, to tendencja ogólnoświatowa, wystarczy popatrzeć na zamiatanie pod dywan problemów różnych światowych potęg. Kwestia rabunku starożytności w Iraku nie istnieje praktycznie w medialnym obiegu. Kwestia zignorowania w tymże Iraku możliwości inwestycyjnych NATO-wskich sojuszników? Kto o tym pamięta? Stosunkowo dużo się powiedziało o braku broni masowego rażenia, ale czy wyciągnięto jakieś głębiej posunięte konsekwencje? Czy ktoś słyszał o bogactwach mineralnych Afganistanu? Czy ktoś dyskutuje dzisiaj jeszcze o przyczynach zamieszek na paryskich przedmieściach? Dlaczego zamieszki w Anglii są takim zaskoczeniem? Informacja pojawia się i znika, bez konsekwencji bez wniosków, bez dalszych działań. Pozorowana jest debata i na tym koniec. Dziennikarze jak politycy chwytają się kolejnego newsa, który po kilku dniach czy tygodniach wyschnie bez żadnych następstw aż do następnego „zaskoczenia” takimi samymi wypadkami.

Obywatele zaś patrzą na to wszystko i pukają się w czoło. Ponarzekają trochę u cioci na imieninach, pomarudzą że wszyscy politycy to złodzieje, a w gazetach nic nie ma poza tym szambem i wrócą do swoich zajęć próbując dotrwać do pierwszego.

5. Polskie podwórko – spadek większy bo manipulacje większe.

Na polskim rynku odnotowany jest większy spadek, bo manipulacja idzie nieco dalej niż w reszcie cywilizowanego świata. Takie przypadki jak Lis, czy Żakowski, nie mówiąc już o Michniku, nie miałyby racji bytu w mediach. Dan Rather, twarz programu CBS Evening News, który wyśmiewał się z plotek blogosfery na temat migania się Busha jr. Od służby wojskowej, musiał pożegnać się z karierą po tym, gdy plotki okazały się prawdą. U nas zrobiłby karierę jako nieoficjalny rzecznik rządu na stanowisku redaktora naczelnego wiodącego tygodnika. Ludzie to widzą i wyciągają wnioski jak dawno temu Kuba Sienkiewicz: wszystko ch…

Dziennikarze zżymają się, na przemian z naigrywaniem, z blogerów, nie biorąc pod uwagę, że niezwykle rzadkie są przypadki angażowania dobrych autorów do profesjonalnej prasy. Dziennikarze krążą między tytułami i podobnie jak w polityce, w różnych tytułach mamy ciągle te same nazwiska. Piętnujące korporacyjne zamknięcie prawników środowisko jest w podobny sposób korporacyjnie zamknięte. Przeglądając świetne nieraz blogerskie teksty mam uwierzyć, że brak ich na łamach dzienników jest spowodowany brakiem chęci tychże blogerów do zaistnienia w tzw. głównym nurcie? Jakiekolwiek próby przebicia się do prasy skazane są na porażkę, zaś argumentem jest z reguły „zbyt kategoryczne opinie, nie poparte twardymi dowodami.” Przepraszam, ale taki argument jest uwłaczaniem inteligencji autora i czytelników, wobec zamieszczania w głównonurtowej prasie tekstów Żakowskiego, Lisa, Pacewicza, Stasińskiego czy Kuczyńskiego, Kutza, albo Palikota.

W takiej sytuacji ludzie odwracają się od mediów tradycyjnych które niczym nie różnią się od ultrasubiektywnej blogosfery. Mając zaś do wyboru naciąganie rzeczywistości i manipulacje udające obiektywizm oraz całkowicie jawny subiektywizm blogerów – ludzie wybierają to drugie. Zamykają się przy okazji w towarzystwach wzajemnej adoracji, gdzie bloger staje się guru swoich czytelników, zaś czytelnicy stają się jego wyznawcami, odciążając go znakomicie od uciążliwej marginalizacji nieprzychylnych bądź polemicznych komentatorów. Rozdrobnienie źródeł jest zatem efektem postępującej degrengolady zawodu dziennikarza a nie przyczyną upadku prasy.

6. Konkluzja: rzetelność jako lek – tworzenie nowych instytucji.

Jedyną receptą na przetrwanie tradycyjnych mediów jest przywrócenie pierwotnych źródeł powstania tego zawodu. Przekazywanie rzetelnych zweryfikowanych informacji oraz konsekwencja i spójność w opiniach. Pomimo długotrwałego przemysłu bolszewickiego mającego na celu zniszczenie indywidualności, odpowiedzialności i logicznej spójności zarówno wypowiedzi jak i całego życia jednostki, ludzie nie cenią chorągiewek zmieniających poglądy w zależności od tego z której strony wiatr powieje. Jesteś lewicowy – to bądź, ale bądź w tym konsekwentny. Na tym polega rzetelność opinii. Przywrócenie znaczenia „hendekalogu inteligenta” Leszka Kołakowskiego jest jedynym sposobem na rozpoczęcie odtwarzania utraconej twarzy zachodniej demokracji.

Własny przykład i odtworzenie instytucji. Odtworzenie skompromitowanego systemu wymiaru sprawiedliwości, nie tylko na poziomie powszechnego sądownictwa, ale na poziomie wewnątrzorganizacyjnych sądów koleżeńskich. Wsparcie dla etycznych jednostek, wsparcie dla merytorycznych dyskusji – stworzą warunki dla restytucji instytucji. Degrengolada REM, znikome znaczenie SDP, to wszystko są objawy znacznie szerszego zjawiska, które w Rzeczach Wspólnych zostało nazwane instytucjonalizacją niekompetencji. Spadek znaczenia mediów jest tylko symptomem znacznie głębszego kryzysu społeczeństwa. Ale to już temat na zupełnie inne imieniny…

Czy powodem istnienia prasy jest zysk?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych