Za Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu.
„To gen. Rozwadowski jest faktycznym autorem planów bitwy oraz dowódcą sprawującym kluczową rolę w jej toku w Warszawie” – z doktorem Mariuszem Patelskim, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Opolskiego rozmawia Tomasz Kwiatek.
W wyniku tej batalii rozgromiono siły bolszewickie Michaiła Tuchaczewskiego i obroniono niepodległość, odrodzonej po czasach zaborów, Polski.
Jakie są okoliczności tego wydarzenia?
Wstępny plan, mówiąc skrótowo, zakładał szeroki manewr znad Wieprza i oskrzydlenie wojsk bolszewickich od południa; później polskie dowództwo zmodernizowało te zamiary, wzmacniając siły gen. Sikorskiego nad Wisłą i Wkrą (na północ od Warszawy) i organizując dodatkowe uderzenie z tego kierunku. W ten sposób bitwa przybrała klasyczny kształt bitwy pod Kannami.
Jaka taktyka odegrała kluczową rolę?
W całej wojnie lat 1919 – 1920 przeważał, w odróżnieniu od I wojny światowej toczonej głównie w okopach, element manewru. Dość duże znacznie, jak na ówczesne możliwości polskie i bolszewickie, zyskiwały oddziały kawaleryjskie (ówczesne wojska szybkie) w tym osławiona Armia Budionnego czy Korpus Gaj-Chana. Przewagę zyskiwał ten kto w krótkim czasie potrafił przerzucić w wybranym kierunku większe siły i uderzyć w słaby punkt przeciwnika. Doradcy francuscy (w tym gen. Weygant), zgodnie z doświadczeniami I wojny światowej, doradzali rozciągnięcie sił polskich wzdłuż całego frontu polsko – bolszewickiego. Takie urzutowienie oddziałów polskich było jednak niemożliwe i w gruncie rzeczy mogło doprowadzić do klęski Polski. Pomysły te na szczęście zostały odrzucone przez polskie dowództwo.
Polacy osiągnęli ponadto przewagę nad bolszewikami w innej dziedzinie. Dzięki działalności polskiego radio-wywiadu mieliśmy wgląd w tajną korespondencję czerwonych dowódców.
To był rzeczywiście „cud nad Wisłą”. Jak powstała nazwa i do czego nawiązywała?
Nie przeceniałbym znaczenie zwrotu „cud nad Wisłą” względnie „cud Wisły”. Autorem tego stwierdzenia, a właściwie artykułu o takim tytule, był Stanisław Stroński – redaktor „Rzeczpospolitej”. Pisząc o „cudzie nad Wisłą”, czynił on analogię z bitwą nad Marną z września 1914 r. W wyniku tego wydarzenia zatrzymano pochód Niemców na Paryż. Chodziło więc, nie o interwencję nadprzyrodzonych sił, ale o rangę zwycięstwa.
Jakie znaczenie dla Polski i dla Europy miała wojna 1920 r. Czy mówienie o bitwie jako 18. w dziejach historii jest uzasadnione, czy może jest przejawem megalomanii. Jak to wygląda na tle innych bitew?
Przede wszystkim należy mówić o wojnie lat 1919 – 1920. „Wojna 1920 r.” to wymysł propagandy sowieckiej. W „Historii Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików). Krótki kurs” (Warszawa 1948, s. 272-273), będącej chyba szczytem komunistycznego zakłamania, pisano, że w kwietniu 1920 r. doszło do „najazdu jaśniepanów polskich na Kraj Rad”; a Piłsudski „burżuazyjny nacjonalista, kontrrewolucjonista, faktyczny kierownik Państwa Polskiego” zamierzał podbić sowiecką Białoruś i Ukrainę by utworzyć Polskę „od morza do morza, od Gdańska do Odessy”. Faktycznie marszałkowi chodziło o utworzenie niepodległych państw narodowych, na gruzach dawnego imperium carów. Natomiast wojna polsko-bolszewicka wybuchła samoistnie gdy wojska niemieckie wycofały się ze wschodu, a na te tereny wkroczyły z zachodu wojska polskie i ze wschodu siły bolszewickie.
Co do samej bitwy, jeszcze raz chciałbym podkreślić, że w wyniku tego wydarzenia Państwo Polskie zachowało swe istnienie – a to bardzo wiele. Mówienie jednak o tym, że Polacy uratowali Europę przed groźbą rewolucji bolszewickiej jest grubą przesadą. W działaniach bitwy warszawskiej łącznie wzięło udział około 300 tys. żołnierzy polskich i bolszewickich. W tym samym czasie armie: francuska, brytyjska, a nawet niemiecka (którą stopniowo demobilizowano i rozbrajano na mocy traktatu wersalskiego), stanowiły jeszcze olbrzymią siłę, a były to armie w czasie wojny wielomilionowe. Nie jest także pewne, czy po dojściu do granic Niemiec, wojska bolszewickie kontynuowałyby swój marsz. Rzadko się wspomina, że władze niemieckie i bolszewickie współpracowały ze sobą w tym czasie. Dowództwo niemieckie przepuszczało m.in. oddziały bolszewickie, które po klęsce na północy przenikały granicę Prus Wschodnich i przechodziły na wschód.
Czy rzeczywiście Polska była osamotniona w czasie wojny z bolszewikami?
Ówczesne mocarstwa: Włochy, Anglia i USA, z różnych powodów, nie poparły Polski. Wrogo do naszego kraju ustosunkowane były organizacje socjalistyczne i komunistyczne w Europie. Blokowano transporty z pomocą zwłaszcza idące przez Czechosłowację i Gdańsk.
Pomocy, zwłaszcza materiałowej, dostarczała jednak Francja. Los Polski był też obiektem szczególnej troski ze strony marszałka Ferdynanda Focha – naczelnego wodza sił alianckich. Gotowość wysłania wojsk z pomocą dla Polski deklarowali Węgrzy i Duńczycy. Na front polsko-bolszewicki przybyła także polsko-amerykańska eskadra im. Kościuszki. Wreszcie, na stronę Polską, przeszło wielu ochotników tzw. formacji wschodnich: rosyjskich – gen. Perymikina, białoruskich – gen. Bułak-Bałachowicza, ukrańskich – uznających zwierzchność atamana Petlury, czy też biali kozacy pod dowództwem m.in. esauła Jakowlewa, o których z podziwem pisał Izaak Babel.
Kolejny mit związany jest ze śmiercią bolszewików – jeńców wojennych w niewoli polskiej. Ostatnio było o tym głośno, gdy Putin porównywał ten fakt do ofiar Katynia. Czy w ogóle można to w jakikolwiek sposób porównać?
Faktem jest, że warunki w obozach jenieckich były bardzo ciężkie i panowała dość wysoka śmiertelność. Miało to związek z ogólnie trudną sytuacją materialną kraju, wyniszczonego w toku I wojny światowej i późniejszych walk. Nikt jednak celowo więźniów nie mordował. Do ich śmierci przyczyniły się natomiast, wymienione warunki, oraz m.in. epidemia czerwonki, która objęła swym zasięgiem Polskę. Z powodu tej choroby, jak i wcześniejszej grypy „hiszpanki” zmarło bardzo wielu Polaków i przedstawicieli innych nacji zamieszkujących tereny II RP. Pikanterii sprawie dodaje, że Rząd Polski zwrócił się w tym czasie do socjalistycznych władz Niemiec z propozycją zakupu surowicy. Władze niemieckie odmówiły jednak, uzasadniając, że to także materiał strategiczny, który można wykorzystać w celach militarnych… Pisał o tym wydarzeniu szerzej m.in. prof. Ludwik Hirszfeld.
Czy reakcja na te „rewelacje” nie powinna być zdecydowanie wyrażona przez Rząd Polski, bo ja nie przypominam sobie noty dyplomatycznej?
W ramach współpracy polsko-rosyjskiej podejmowano i ten problem. Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych i Federalna Agencja ds. Archiwów Rosji wydały nawet zbiór dokumentów poświęcony jeńcom bolszewickim. Wydawnictwo to jest jednak blokowane w Rosji przez władze.
Jaką rolę w wojnie 1920 r. odegrał gen. Tadeusz Rozwadowski, o którym napisałeś książkę?
W tym względzie opinie historyków są podzielone. Wielu uważa, że wszelkie zaszczyt należą się „z urzędu” marsz. Piłsudskiemu, który był Naczelnym Wodzem. Moim zdaniem to gen. Rozwadowski jest faktycznym autorem planów bitwy oraz dowódcą sprawującym kluczową rolę w jej toku w Warszawie. W tym czasie, Piłsudski złożył dymisję na ręce premiera Witosa i na kilka dni wyjechał poza front do swej przyszłej małżonki Aleksandry.
Nazwisko generała figuruje ponadto pod większością rozkazów z tego okresu, w tym pod rozkazem nr 10000 modyfikującym plany bitwy wedle wzoru kananejskiego. Nie zmienia to faktu, że w tym czasie szef sztabu był bardzo lojalny wobec Piłsudskiego. Bronił go na posiedzeniach Rady Obrony Państwa, a potem w trakcie tzw. „afery Biura Prasowego Sztabu”.
Później drogi gen. Rozwadowskiego i Marszałka Piłsudskiego jednak się rozeszły, dlaczego?
Różniło ich wszystko. Pochodzenie społeczne, droga życiowa, poglądy polityczne oraz podejście do kwestii organizacji armii. Mimo to, jak już mówiłem, gen. Rozwadowski wierny zasadzie apolityczności wojska, był lojalnym podwładnym Naczelnego Wodza. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy Piłsudski odszedł z wojska i niemal jednocześnie nazwisko generała pojawiło się na łamach prasy, jako autora planu bitwy warszawskiej. Informację tę ujawnił, rzecz ciekawa, były premier i bliski współpracownik marszałka – Jędrzej Moraczewski.
I wtedy generał trafił do więzienia…
Nie od razu. Wcześniej był zamach majowy, a właściwie „wojna majowa”, jak ją nazwał gen. Marian Kukiel. W trakcie tych wydarzeń gen. Rozwadowski dowodził wojskami wiernymi przysiędze i legalnym władzom. Wojska rządowe jednak przegrały i w wyniku tych okoliczności Tadeusz Rozwadowski wraz z generałami: Włodzimierzem Zagórskim, Juliuszem Malczewskim i Bolesławem Jaźwińskim znalazł się w wojskowym więzieniu śledczym na Antokolu w Wilnie. Tam przesiedział bez mała rok.
Z tego co wiem, gen. Rozwadowski zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach…
Z wileńskiego więzienia generał wyszedł bardzo schorowany. Pojawiały się domysły, że był podtruwany w więzieniu, lub w drodze z tego miejsca. Próbował się leczyć w Jastrzębiej Górze nad morzem. Bardzo martwiło go także tajemnicze zniknięcie gen. Zagórskiego. Mimo opieki lekarskiej gen. Rozwadowski zmarł też niebawem, w październiku 1928 r., w Warszawie. Warto dodać, że w stolicy przebywał, mimo choroby i napastliwej kampanii prasowej ze strony pism reżimowych, by przekazać senatorom swój testament wojskowy. Domagał się w nim utworzenia oddziałów będących odpowiednikiem dzisiejszych sił szybkiego reagowania – oddziałów bardzo wówczas nowoczesnych złożonych z: formacji pancernych, kawaleryjskich i lotniczych…
Na pogrzebie gen. Rozwadowskiego poruszającą mowę wygłosił były legionista ks. Józef Panaś, który powiedział o nim m.in.: „Był to prawdziwie chrześcijański, wielki Wódz, który umiał zwyciężać bez podniesienia się w pychę i bez pastwienia się nad pokonanym przeciwnikiem, a gdy poniósł klęskę, poniósł ją nie tylko bez upodlenia się, ale nawet bez chęci zemsty i nienawiści do chwilowego zwycięzcy”. Jaka jest Twoja ocena życia i działalności gen. Rozwadowskiego?
Generał przeszedł do armii polskiej z armii austriackiej, z której wywodziło się bardzo wielu polskich dowódców, m.in. Józef Haller, obaj Klebergowie, czy też Tadeusz Komorowski „Bór”. W młodości Rozwadowski ukończył austriacką Akademię Wojskową, ze specjalnością artyleryjską, oraz Szkołę Wojenną – będącą odpowiednikiem obecnej Akademii Obrony Narodowej. Był człowiekiem gruntownie wykształconym, świadczy o tym m.in. znajomość aż 6 języków. Świetnie orientował się także w zagadnieniach technicznych, był wynalazcą celownika artyleryjskiego oraz tzw. grano-szrapnela. Tuż przed śmiercią miał opracować natomiast projekt bomby lotniczej. Do armii austriackiej wstąpił za namową swego ojca Tomisława – powstańca styczniowego, który bardzo krytycznie oceniał działalność dowódców powstańczych i uważał, że Polsce mogą się przydać wykształceni w Austrii oficerowie.
Już przed I wojną światową generał wspierał polskie formacje strzeleckie. Po odejściu z armii w 1916 r. współdziałał w kwestiach wojskowych z Naczelnym Komitetem Narodowym, Tymczasową Radą Stanu i Radą Regencyjną. W 1918 r. został pierwszym szefem Sztabu Generalnego WP i organizatorem naczelnych władz wojskowych oraz poszczególnych formacji wojskowych. Na przełomie lat 1918 i 1919 kierował obroną Lwowa i Małopolski Wschodniej w wojnie z Ukraińcami. Później prowadził działalność wojskowo-dyplomatyczną – jako szef Polskiej Misji Wojskowej w Paryżu; by lipcu 1920 r. ponownie objąć Sztab Generalny z opisanymi już skutkami.
W 1928 r. zmarł też jeden z najwybitniejszych polskich dowódców i, co więcej, teoretyków wojskowości. Człowiek, który już w 1923 r. dowodził, iż w przyszłości należy tworzyć samodzielne formacje pancerne. Jego reformatorska działalność została jednak przerwana w 1926 r. W następnych latach postać generała została natomiast objęta cenzurą. Nie wolno było o nim szerzej pisać w oficjalnych wydawnictwach II RP, jak i w czasach PRL. Do dziś blokowane są zresztą inicjatywy zmierzające do upamiętnienia postaci generała.
Warto wspomnieć, że w Warszawie wystąpił opór przed nadaniem nazwy ulicy im. generała. Mało osób wie, że Opole jako nieliczne miasto w Polsce ma rondo im. generała Rozwadowskiego zlokalizowane koło CH Karolinka. Głosowałem za tym będąc radnym Opola w 2010 r. Jaka była Twoja rola w tym upamiętnieniu?
Moja…, zupełnie marginalna. Ja napisałem tylko biografię, którą przeczytał wiceprezydent Arkadiusz Karbowiak. On też, mimo przywiązania do tradycji piłsudczykowskiej, wnioskował o nazwanie imieniem generała wymienionego ronda. Tym samym Opole znalazło się w elitarnym gronie miast (m.in. Kraków, Nowy Sącz, Białystok, Łódź) posiadających obiekty nazwane imieniem Tadeusza Jordan Rozwadowskiego.
Bardzo Ci dziękuję.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/117049-cud-nad-wisla-chodzilo-nie-o-interwencje-nadprzyrodzonych-sil-ale-o-range-zwyciestwa