Skazani na samych siebie, Polacy są zwyczajnie militarnymi gołodupcami. "Bajki o sprofesjonalizowanym wojsku"

PAP
PAP

Za: Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu

Obłuda sięgająca zenitu w polskiej polityce to niestety żadna nowość. Jednak w ostatnich 4 latach jest ona tak uderzająca, że aż człowiek dziwi się przeglądając kolejne sondaże. Wesoła gromadka, która nazywana jest powszechnie rządem Donalda Tuska, z dnia na dzień wpada w coraz większe polityczne bagno, a sondaże na przekór pokazują ich zdecydowaną dominację nad innymi partiami. Prezentowane wyniki są już tak śmieszne, że zakrawają o kpinę z inteligencji przeciętnego Polaka. Zwłaszcza w kontekście ostatnich wyczynów związanych z MON, Bogdanem Klichem i w ogóle całym raportem komisji Millera.

Sytuacja jest następująca: Bogdan Klich podaje się do dymisji gdy na światło dzienne wychodzi raport Millera. Tusk dymisję przyjmuje, ale nie z powodu opieszałości i zaniedbań ministra, ale dlatego, że  Bogdan Klich był świetnym szefem resortu i wykazał się ogromnym honorem czyniąc taki krok. Po kilku dniach na to samo stanowisko zostaje mianowany były dyrektor Programu 1 w Telewizji Polskiej i były wiceprzewodniczący rady nadzorczej PAP. Zamiana ta jest niesłychanie ważna, bo nowy minister może lepiej „sprzedawać” swój resort w telewizji, niż jego poprzednik – psychiatra.

Tomasz Siemoniak, bo o nim mowa, na dzień dobry rozwiązuje 36. Specpułk Lotnictwa i zwalnia 13 oficerów (w tym 3 generałów), w tym jakże świetnie dotychczas zarządzanym resorcie. Było po prostu tak idealnie, że aż trzeba było pozbyć się przed kamerami kilku mniej znanych twarzy. Wszystko po to, by nikt nie mógł powiedzieć, że za katastrofę smoleńską żaden delikwent nie poniósł odpowiedzialności. Ale jak w końcu wygląda sytuacja w całym resorcie i w ogóle polskiej armii?

Raport Millera niestety jest nic nieznaczącym dokumentem. Pomimo, że obarcza częściowo winą kontrolerów rosyjskich (daj Bóg, żeby ktokolwiek wiedział gdzie teraz są), to i tak oskarża polskich pilotów winą – bo byli źle wyszkoleni, bo załoga była źle dobrana. Stwierdzenie tego faktu ma dwojakie znaczenie. Po pierwsze – po publikacji raportu MAK, Polsce napluto w twarz, ale obecna władza powtarzała, że deszcz pada. Po drugie – pozwolenie na zniszczenie reputacji polskich pilotów na arenie międzynarodowej jest krokiem całkowicie nieodpowiedzialnym. To właśnie polskie lotnictwo było tym elementem polskiego wojska, przed którym Rosjanie czuli jako taki respekt ze względu na posiadane przez Polaków F-16. Tym samym strona polska sama zaczęła pluć, ale pod wiatr. Od tego momentu całkowitej degradacji ulega nie tylko sprzęt wojska, ale także jego reputacja.

Wypadałoby więc zapytać o to, co ma aktualnie pozytywny wydźwięk w polskiej armii. W końcu prawie 4 lata rządów pozbawionych negatywnych działań powinny mocno zaprocentować. I w tej materii, rządzący wymieniają głównie to, co nazwano profesjonalizacją armii. Niestety tylko nazwano, bo bynajmniej nasze wojska ani nie są profesjonalne, ani nie mają profesjonalnego sprzętu, ani też nie są tak szkolone jak być powinny. Te fakty nie przeszkadzają natomiast w snuciu bajek o sprofesjonalizowanym wojsku przez Bogdana Klicha i innych zainteresowanych. To, co w innych krajach zajmowało długie lata i kosztowało ogromne pieniądze, w Polsce pod wodzą Platformy Obywatelskiej zajęło zaledwie rok czasu i było praktycznie bezpłatne. I, co najważniejsze, ograniczyło się chyba tylko do zniesienia przymusowego poboru. Teraz, gdy do wojska idą tylko Ci chętni, uważa się iż idą sami profesjonaliści – z całym szacunkiem dla każdego, kto chce służyć w wojsku, ale wiemy wszyscy, że nikt nie urodził się od razu komandosem.

Pomija się również fakt, że zajmują oni miejsca tych, którzy postanowili ze służby odejść ze względu na niejasną sytuację w wojsku, choćby z powodu emerytur. W konsekwencji jest to strata wydanych wcześniej pieniędzy, bo odchodzący żołnierze posiadają często ogromne doświadczenie (np. z misji w Iraku czy Afganistanie), które nabywali dzięki dużym nakładom finansowym państwa. Efektem tego jest sytuacja, w której żołnierze o zdecydowanie gorszych predyspozycjach muszą być od nowa szkoleni, by byli zdolni obejmować takie czy inne funkcje.

Z tego powodu człowiek zadaje sobie pytanie, czy taka rozsypana (ale profesjonalna!) armia, która pracuje na sprzęcie w często opłakanym stanie, w przypadku zagrożenia z którejkolwiek ze stron, byłaby w stanie obronić terytorium państwa polskiego? Zdaje się, że raczej nie, zwłaszcza gdy przyglądniemy się jednej z wypowiedzi gen. Waldemara Skrzypczaka. W wywiadzie udzielonym tygodnikowi Uważam Rze (numer 27/2011) mówi: Nasze wojsko dysponuje siłą korpusu, a zakłada się, że może on bronić terytorium 200km², czyli dwóch województw. Prosty rachunek pozwala nam obliczyć, że w przypadku inwazji na nasze terytorium, Polacy straciliby 14 z 16 województw, bo więcej nie bylibyśmy w stanie obronić. Mnie taki wynik nie satysfakcjonuje.

Ale wyjaśnienie może być całkiem proste. Po pierwsze – pieniądze wydawane na wojsko niezbyt często wydawane są z głową. Wystarczy sobie przypomnieć wszystkie wydarzenia dotyczące zakupu pięciu sztuk śmigłowców Mi-17 i firmy Metalexport-S, która sądziła się z MON za zerwanie umowy. Po drugie – trzeba zajrzeć do statystyk i zobaczyć ile w rzeczywistości powinno wydawać się pieniędzy na polskie wojsko, a ile wydano.

Wielu zapewne pamięta uśmiech Bronisława Komorowskiego, który w zeszłym roku przy okazji kampanii wyborczej przypominał o ustawie, która była m.in. „jego dzieckiem”. Chodzi oczywiście o tą, która obliguje państwo do wydawania rocznie na wojsko nie mniej niż 1,95% PKB z danego roku. Ten temat poruszałem już w sierpniu zeszłego roku, gdzie pokazałem, że w 2008r. było to 1,67% PKB, a w 2009r. – 1,81%. Nie trzeba być matematykiem, aby wyciągnąć wnioski, że oszczędzano na bezpieczeństwie Polaków.

Podsumowując zwróćmy uwagę na podstawową kwestię. Stan polskiej armii jest tragiczny i można zauważyć to gołym okiem. Niewyszkoleni żołnierze są wizytówką profesjonalnej armii, a ich sprzęt czasem jest wręcz niezdolny do użytku (np. Marynarka Wojenna nadaje się już tylko do muzeum). W przypadku agresji z którejkolwiek ze stron (a takich zdarzeń nigdy nie wolno wykluczać, ani w Polsce, ani w żadnym innym kraju na świecie), musielibyśmy wybierać co bronić. Nie można też zakładać, że taki wytwór jak NATO od razu rzuciłby się do obrony i dopomógł sojusznikowi w trudnej sytuacji. Tak więc skazani na samych siebie, Polacy są zwyczajnie militarnymi gołodupcami. Ale mamy za to coś, czego inni nie mają – zdymisjonowanego ministra o wielkim honorze.

Autor: Marcin Rol

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.