Ratownicy próbują dotrzeć do zaginionego górnika. Premier Kopacz udaje się na Śląsk. Obejrzy akcję ratunkową?

Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Fot. PAP/Andrzej Grygiel

Premier Ewa Kopacz uda się dziś na Śląsk w związku z wybuchem w kopalni Mysłowice-Wesoła - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu. Szefowa rządu odwiedzi poszkodowanych górników i spotka się z ich rodzinami.

W związku z wybuchem w kopalni Mysłowice-Wesoła premier Ewa Kopacz uda się dziś na Śląsk. Szefowa rządu odwiedzi poszkodowanych górników i spotka się z ich rodzinami w dwóch szpitalach: w Siemianowicach Śląskich i Sosnowcu

—poinformowano w oficjalnym komunikacie. Kopacz weźmie także udział w posiedzeniu sztabu akcji działającego przy kopalni.

W poniedziałek wieczorem w kopalni doszło do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników, 36 wyjechało na powierzchnię, ogółem 29 trafiło do szpitali. 26 górników dziś rano przebywało tam nadal, wśród nich 18 w stanie ciężkim.

Pracujący w kopalni ratownicy dziś po południu rozpoczęli penetrowanie wyrobiska, w którym może znajdować się zaginiony po poniedziałkowym wypadku górnik. Wcześniej uniemożliwiały to warunki - zagrażające ich bezpieczeństwu. Jak poinformował rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jaros, ratownicy ruszyli drogą, która powinna doprowadzić ich do poszukiwanego.

Miejsce, gdzie on przebywał, jest zlokalizowane na podstawie tego, co mówili jego koledzy, którzy widzieli go ostatni raz. To nie znaczy, że on będzie dokładnie w tym miejscu

—zastrzegł Jaros. Przedstawiciel Kompanii wskazał, że ratownicy mają do pokonania ok. 700 metrów w bardzo ciężkich warunkach - w zadymieniu i w otoczeniu prawdopodobnie zniszczonym przez pożar. Drużyny nie mogą też stosować sprzętu mechanicznego - muszą więc pracować ręcznie.

W związku z tym te siedemset metrów może trwać godzinę, dwie godziny, albo kilkanaście

—zasygnalizował Jaros. Wcześniej poinformował też o okolicznościach podjęcia poszukiwań. Jak zaznaczył, w nocy, gdy po wyprowadzeniu i przeliczeniu pracowników stwierdzono, że brakuje jednego z nich, ratownicy przystąpili do poszukiwań.

Jednym z pierwszych działań stało się rozciągnięcie tzw. linii chromatograficznej - długiej na kilometr rurki zasysającej powietrze z rejonu zdarzenia i wyrobisk, którymi będą przechodzić zastępy mające odnaleźć poszukiwanego.

Bardzo ważnym jest tu upewnienie się, że zawartość metanu w atmosferze nie zagraża wybuchem. Wyniki kolejnych pomiarów nie były jednoznaczne, dlatego komisja wypadkowa do godz. 12 nie podjęła decyzji pozwalającej ratownikom na wejście do rejonu

—wyjaśniał rzecznik KHW. Ratownicy z grubsza wiedzą, gdzie zaginiony górnik się znajduje - na podstawie rozmów z pracownikami, którzy po wypadku opuścili ten rejon.

Ratownicy mają nadzieję, że w rejonie zdarzenia powinny być warunki, które pozwalają na przeżycie. Ze względu na poszukiwania pracownika nie zamknięto tam obiegu powietrza, jak to się zwykle robi w przypadku podziemnych pożarów.

Łukaszczyk zasygnalizował jednak później, że ponieważ pomiary wskazują na obecność w wyrobisku pożaru, być może zapadnie decyzja o ograniczeniu dopływu powietrza - aby zdusić pożar i zmniejszyć niebezpieczeństwo.

Za najbardziej prawdopodobną przyczynę zdarzenia po. prezesa KHW uznał wypływ metanu z pustek po wcześniejszej eksploatacji, tzw. zrobów. Na efekt poszukiwań zaginionego górnika - 42-letniego kombajnisty z 24-letnim stażem pracy, przed kopalnią czekał dziś jego ojciec, emerytowany górnik Franciszek Jankowski.

Mówią, że go szukają, ale nie mam nadziei. On był kombajnistą, mógł być w punkcie największego zagrożenia. Popytajcie się znajomych - najlepszy pracownik na kopalni. I tak zostanie tam na dole, jako najlepszy

—powiedział dziennikarzom. Według niego dzień przed wypadkiem wśród pracowników kopalni pojawiły się informacje o zwiększonym zagrożeniu metanowym.

Kolega do syna dzwonił, jak jechaliśmy samochodem. Prawdopodobnie dzień wcześniej ludzie wiedzieli, że jest tam stężenie metanu, już tam nie powinni pracować

—mówił rozżalony ojciec. Odnosząc się do tych pogłosek Łukaszczyk odparł, że kopalnia Mysłowice-Wesoła to kopalnia wysokometanowa, gdzie stopień zabezpieczenia i monitoringu „jest bezwzględny i praktycznie posunięty do maksimum ostrożności”.

Wyjaśnił, że czujniki, których pomiary są na bieżąco rejestrowane, monitorują szereg parametrów związanych z warunkami pod ziemią i eksploatacją.

Zaznaczył też, że ok. godz. 18 w poniedziałek w tamtym rejonie nie odbywało się wydobycie - były prowadzone prace zabezpieczające, profilaktyczne, w związku z występującymi zagrożeniami. Wypadek związany najprawdopodobniej z zapaleniem metanu miał miejsce w poniedziałek ok. godz. 20.55 na głębokości 665 m.

Przyczyny i okoliczności zaistniałego zdarzenia bada Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach pod nadzorem Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach.

Swoje czynności jeszcze wieczorem podjęli też prokuratorzy Prokuratury Okręgowej w Katowicach i Prokuratury Rejonowej w Mysłowicach – przede wszystkim zabezpieczyli dokumentację związaną z ruchem ściany i zakładu. Pierwsze przesłuchania w ramach śledztwa zaplanowano jeszcze na dziś.

Połączona kopalnia Mysłowice-Wesoła powstała 1 stycznia 2007 r. z połączenia dawniej odrębnych kopalń - Mysłowice i Wesoła. Jest uważana za zakład z dużym zagrożeniem metanowym.

Obecnie eksploatacja węgla skupia się w Wesołej, a dawna kopalnia Mysłowice w centrum tego miasta wykorzystywana jest jedynie marginalnie. Po poniedziałkowym wypadku zakład całkowicie wstrzymał wydobycie.

Ryb, PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych